środa, 28 kwietnia 2010

Pragnienie

Sobie jechałam wczoraj do Wrocławia. W tę i nazad :DDDD

Podróż "tam" przyjemną miałam bardzo: wsiadłam najpierw do przedziału, w którym facet przy oknie kopcił papierocha i szybko uciekłam. Następny przedział był prawie pusty, nie licząc Starszego Pana (81 lat) z Psem. Pies odstraszył wszystkich prócz mnie :DDDD I tak sobie siedzieliśmy i gadaliśmy przez dwie godziny, a w przerwach miziałam psa i było mi przyjemnie, choć Pan był bardzo smutny: został na świecie tylko ze swoim Zwierzakiem. Ale mogłam sobie posłuchać co Stary Człowiek ma do powiedzenia i mam wrażenie, że Panu też było miło, bo ktoś go słuchał. 

Ale nie o tym chciałam pisać. Chciałam pisać o tym, że z wrażenia zapomniałam zabrać z auta wodę (unikam podróżowania środkami komunikacji publicznej od czasu jak wszyscy zaczęli w pociągach alienować się społecznie, pochyleni nad laptopami, czego doświadczyłam wracając).

Jechałam i cierpiałam katusze pragnienia. Usychałam, jak moje badyle w ogrodzie, normalnie. I przypomniałam sobie afrykański zwyczaj, który spodobał  mi się szaleńczo: naczynia z wodą dla spragnionych podróżujących. W Aleksandrii i w Kairze, na każdej uliczce, była przynajmniej jedna wnęka lub stojak z glinianymi amforkami lub dzbanami z wodą. Z naszego punktu widzenia, to koszmarnie niehigieniczne, ale to nieważne: najważniejsze jest to, że zdarzyło mi się tylko raz (a sprawdzałam z ciekawości niemal wszystkie), że w naczyniach nie było wody. Szkoda, że nas stać tylko na symboliczny dodatkowy talerz w Boże Narodzenie.



Chłopiec (chyba sudański uciekinier) pijący wodę - tam naprawdę ten zwyczaj żyje.

Mężczyzna obok amforek pali z kolegami swoją popołudniową sziszę, a na rowerze stojącym obok właśnie przyjechał :)
I popatrzcie jak są zapisywane rachunki na ścianie przy wejściu :)

Mężczyzna w meczecie napełnia właśnie naczynia świeżą woda dla pielgrzymów.

A to tak na koniec: złożone, podeszwami do wewnątrz, sandały - żeby brud, zło, nieczystość z zewnątrz nie kalały świętego miejsca.

15 komentarzy:

  1. Uwielbiam meczety. Mama mnie nie mogła wyciągnąć z niego na czas do autokaru. Coś wspaniałego!
    Piękny post i zdjęcia. Bardzo lubię czytać to, co piszesz ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. mogę tylko powtórzyć za Doro - piękny post i zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Moje Kochane Panie - mam się komu wywnętrzać :DDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  4. ja też dodam swoje 3 grosze i powiem krótko: więcej chcę! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Będzie więcej :DDDD Tylko muszę się wygrzebać z zadań na "już" i odzyskać internet - Jerz pożyczył mi swój na sekundkę:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Fantastyczne te kolory ścian, słońce inaczej też operuje. Glina, tynk, kamień - uczta dla oczów!

    OdpowiedzUsuń
  7. Pić mi się niemiłosiernie chce za każdym razem, kiedy tu wchodzę ;DDD

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak Doroto - jest całkiem inaczej - światło jest zupełnie inne. I wszystko jest "bardziej" :DDDD Jest mocne słońce, jedzenie jest niewybredne i ostre, ale znakomite, ludzie są ..... nie wiem jak to powiedzieć? - nie są obojętni - zawsze mają jakiś stosunek do tego co ich otacza i nie boją się tego, kolory i wzory są dosadne i wyraziste (inne zresztą w tym świetle nie byłyby widoczne) - wszystko jest takie bardzo namacalne, cielesne. Jednocześnie nie dziwi, że tutaj powstały tak cudowne bajki o dżinach, księżniczkach, żeglarzach, latających dywanach - przecież trzeba było wypełnić pustynie, długie wieczory. Wiecie, że w tamtej kulturze wciąż istnieje funkcja "opowiadacza bajek" - hakawati, hikajati?

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę nie odstraszył Cię stary człowiek, ani pies?! Jesteś co najmniej oryginalna!;)

    OdpowiedzUsuń
  10. :DDDDDD Prześmiewcza Beatto :DDDD Nie - nie odstraszyli mnie, ale odstraszyli resztę pasażerów pociągu - wszędzie było pełno ludzi, tylko w tym jednym przedziale siedzieli Pan i Pies - smutni oboje - Pan w byle jak, ale jednak, pocerowanych i poplamionych spodniach, nie głaszczący swojego Psa - bał się nauczyć sukę pieszczot, bo nie wiadomo czego bał się bardziej: śmierci swojej i samotności psa u obcych ludzi, czy śmierci psa i swojej samotności.
    A suczysko i tak kocha go bezgranicznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak myślę sobie, że ludzie chowają się za laptopami, bo to nie wymaga wysiłku rozmowy i wysłuchania drugiego człowieka. Dla większości takich osób starzy ludzie są przecież taaaaaaaaaaacy męczący i nudni z tymi swoimi wspomnieniami i myślę, że właśnie dlatego Pan i Pies siedzieli samiutcy - bo trzeba by było poświęcić im chwilę swojego bezcennego czasu, który można by wykorzystać na gapienie się w monitor.
    Jestem złośliwa, ale samą mnie dotyka kompletny brak zainteresowania. Czuję się czasem jakbym nie miała nic do zaoferowania. Chyba jestem "przedwczorajsza"? :DDDDD

    OdpowiedzUsuń
  12. Pan i pies to pikuś. Ja nie bałam sie wejść do jedynego przedziału z prokuratorem i policjantką. To dopiero długgga i interesująca rozmowa była! ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Tralala :D Ty wsiadajac nie wiedzialas z kim bedziesz siedziec :DDDDDDD Ale uklon za odwage, ze zostalas :DDDDDDDDD Teraz prawo karne masz w malym paluszku i do tego znajomosci w prokuraturze i oraganach scigania :DDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  14. Mimo, że przeszłaś od Starszego Pana do wody na ulicach Kairu, ja wracam znów do Starszego Pana z psem. Podoba mi się ta historia. Czasem spotyka się kogoś na chwilę, a ta chwila jest miła, czasem jej się nie zapomina. Nie doświadczyłam tego, ale moje dwie siostry tak. Basia z jedną Starszą Panią po serdecznej rozmowie w tramwaju wyściskały się jak matka z córką. A może to takie anioły, które na chwilę schodzą do nas nieba i każą ciągle, mimo wszystko wierzyć w ludzi?

    OdpowiedzUsuń
  15. Widzisz - myslimy tak samo :) Napisałabym coś jeszcze, ale to nie na teraz i nie tutaj :) Kiedyś powiedziałam głośno w co wierzę i jak wierze i wybuchła z tego powodu nieprzyjemna i mało budująca dyskusja .

    OdpowiedzUsuń