czwartek, 20 sierpnia 2009

Moje nowe hobby


To Agat czyli Urodzinowy Kot Agaty :D - efekt kręcenia dreda czyli moje najnowsze hobby: filcowanie :D

Jak się odważę, to zrobię zdjęcia wcześniejszych kołtunów :D

wtorek, 18 sierpnia 2009

Bajka dla córeczki :D

Poniższa bajka została zapisana przez Tatusia Świnki, bo post faktum (czyli po opowiedzeniu dziecku) uznał, że Mamusi też można tę historyjkę przedstawić. Dodam tylko, że Świnka (która miała spać) po bajce zupełnie, ale to zupełnie nie przejawiała oznak senności :D
Zapis niemal oryginalny :


Najbardziej śmiała się się na końcu :)))

Bajka o trzech świnkach

Dawno, dawno temu żyły sobie trzy świnki. Były siostrami i od najmłodszych lat marzy ły o tym, by poznać księcia z bajki. Oczywiście prawdziwego księcia z prawdziwej bajki, takiej, w której mieszka się w pałacach, żyje długo, a szczęśliwie i sprawiedliwość zawsze góruje nad podłością i draństwem. Uciśnieni istnieją tylko na obrazkach, a chłopi nawet w gnoju pracują
uśmiechnięci i zadowoleni. To oczywiście kwestia punktu odniesienia i definicji szczęścia. Nie można jednak mówić o małym szczęściu, gdyż w tamtych czasach chłopi byli niepiśmienni, a konopie raczej mało rozpowszechnione. Nie można też mówić o Szczęściu Wielkim, ponieważ prawdopodobnie nie przeżyli by tego lub nie zrozumieli. Na użytek chłopów z bajki
należałoby wymyślić nowy rodzaj szczęścia. Ale o tym innym razem… A może o tym właśnie ta bajka będzie. Zobaczymy.

Trzy świnki dorastały w atmosferze miłości i wzajemnego zrozumienia,
marząc o swoim księciu.

Pewnego razu wrócił z długich podróży ostatni książę z sąsiedniego królestwa. Ogłosił, że wszystkie panny, które chcą go poślubić mogą stawić się na dziedzińcu jego zamku. Spośród nich wybierze swoją wybrankę. Siostry oczywiście ruszyły w drogę. Trzeba zaznaczyć, że w tamtych czasach nie było asfaltu, a Emiraty Arabskie były biednym krajem, żyjącym z handlu i koczownictwa. Popyt na ropę naftową wymyślono wiele wieków później…

Padał deszcz, a świnki szły, szły, szły. W błocie i glinie. Ku swojemu przeznaczeniu…

Pierwsze niedogodności natrafiły przy bramie zamku. Na próżno przekonywały straż, że idą na wybór przyszłej królowe i że mają szansę. Nikt bowiem nie miał tak zdrowego koloru skóry. Strażnicy byli nieubłagani i nie zgodzili się ich wpuścić. Stojąc tak u wrót spełnienia swoich marzeń zdecydowały się na fortel. Jedna z nich poświęciła się i udając wściekłą świnię, odwróciła uwagę straży, a jej siostry wślizgnęły się za mury zamkowe.

Trudniej było z dostaniem się na sam dziedziniec. Wiedziały już, że muszą znów uciec się do fortelu. Jedna z nich przeprała się za kucharza, przywiązała swoją siostrę do drzewca i przeszła przez straże udając, że niesie prosiaka na wieczorną ucztę… Zaraz potem obsługa kuchni odebrała jej siostrę. Trzeba mieć nadzieję, że świnki jednak nie zjedzono. W tamtych czasach gustowano raczej w bardziej tłustych sztukach…


I tak trzecia świnka stanęła oko w oko z tłumem pięknych dam, próbujących zwrócić uwagę księcia na siebie. Zrozumiała, że musi przecisnąć się do samego początku, jeśli chce być chociaż zauważona. Przypomniała sobie o swoich siostrach, ich poświęceniu i zaczęła się przeciskać. Używała do tego celu łokci, raciczek, ryjka, nawet zębów. Szczegóły pominę, nie nadają się do opowiadania…

Gdy była już bardzo blisko usłyszała, gong, sygnalizujący, że nadszedł czas, gdy książę miał ogłosić swoją decyzję… Wiedziała, że została jej tylko chwila. Zebrała się w sobie. Każdy, kto by ją obserwował, powiedziałby, że jest to niemożliwe, ale nim gong zabrzmiał po raz trzeci, świnka stała w pierwszym rzędzie. Jej wzrok na chwilę skrzyżował się ze wzrokiem księcia.

I wiedziała już.Dostrzegła światełko zainteresowania w jego oczach. Uśmiechnęła się, jak tylko umiała najpiękniej. W tej chwili była u szczytu szczęścia. Świat wirował, a ona wiedziała, że ta chwila pozostanie w jej świadomości do końca życia.


Zapadła cisza. Wszystkie oczy zwróciły się na księcia. Książę powoli podniósł palec i wskazał na świnkę..
- A CO TEN PROSIAK TU ROBI!!!
Oszołomioną świnkę wyprowadzono za bramy pałacu…

Zapytasz Zosiu jaki morał z tej bajki wynika?
- No właśnie tatuś… jaki?
- Jak jesteś świnią, to nie pchaj się na pałace…
- Buuuuaaaa hahahaha!!!!

piątek, 14 sierpnia 2009

Stopy na ziemi czyli Pan Maluśkiewicz

W Łebie byliśmy. Dwa tygodnie temu.

Trafiliśmy cudownie: w maraton pięknej, słonecznej pogody. Wprawdzie pierwszego dnia, przełażąc z Najmłodszą Świnką przez Wydmę Czołpińską, poparzyłam się mimo długich rękawów, spodni i kapelusza, ale nic - absolutnie nic nie było w stanie popsuć mi wakacji (tylko 4 dni, ale jakie fajne :) ).

Jerzy postanowił nas zamęczyć i uatrakcyjniał pobyt spacerkami po wydmach, spacerkami po Łebie (cud! isty cud! Jerzy chodził po Łebie bez żadnych oporów i nawet sam mnie po niej ganiał!) i objeżdżaniem Jeziora Łebsko - o matko, jakie to to wielkie!

No fajnie było i już, ale nie o tym chciałam. Chciałam o wycieczce statkiem.

Statek, to też jedna z atrakcji wymyślonych przez Jerza. Wprawdzie Świnka zgłaszała akces do przejażdżki innym pojazdem niż ten, którym popłyneliśmy (ten jej to był z orkiestrą dętą - CZAD), ale w końcu wsiedliśmy na „Denegę” (denega to fala - po kaszubsku - się dokształciłam :) )

Mieliśmy uwiecznić zachód słońca, ale prawdę mówiąc nie było co uwieczniać, że nie wspomnę o tym, że zaczęło wiać. Oj wiać.

Oj, jak strasznie zaczęło wiać!

Wiało tak, że w pewnym momencie, jednocześnie, w rękach niemal wszystkich, wycieczkowiczów pojawiły się ..... woreczki foliowe :D Wszyscy poczuliśmy nagle jakąś dziwną więź i wspólnotę i przybraliśmy jednakowy, sinozielony kolor. Panowie przez moment próbowali podkpiwać sobie z pań, ale w końcu wszyscy zgodnie krzyknęli: pas! I zaczęli rozglądać się za wolną przestrzenią przy burcie :D Wiało dalej.

Zaczęłam sobie przypominać co kiedykolwiek czytałam lub słyszałam o chorobie morskiej. Nagle spłynęła na mnie świadmość, że to nic innego jak choroba lokomocyjna i przeklęłam brak cukierków ( w aucie mi pomagają :D ). Próbowałam, nie myśleć, nie oglądać bliskich planów, zająć się czym innym itd. Innym zajęciem okazało się być trzymanie plecaków i statywów, które, jak debile, zataszczyliśmy na statek ze sobą.

Tak upłynęła nam ......... godzina. Kapitan, chyba też z ulgą, powitał powyższy fakt i zaczął zawracać. O matko! Tego nie chcę pamiętać! To było straszne! O ile dotąd byliśmy wszyscy bledziutcy, to teraz przybraliśmy wyraźnie kolorki :D Resztę pominę - nie nadaje się do opublikowania :D

Cóż - z wdzięcznością zeszliśmy ze statku :D Świnka nagle zmieniła barwę z zielonej na właściwą sobie świnkową i zarządała kolacji :DDDDDDDDD

Wiecie co? Tak sobie płynęłam, mieniłam się tęczowo z przewagą barwy zielonej i przypomniało mi się jak kiedyś czytałam „Przygody Sindbada Żeglarza” Leśmiana. Cudowne i czarodziejskie - Ojciec mi je podsunął. I tak sobie doszłam do wniosku, że biedni byli strasznie tacy przedpotopowi żeglarze, a opowieści jakie przywozili z rejsów były, z całą pewnością, efektem sztormów i bujania :D Oni normalnie mieli zwidy od choroby morskiej - nikt normalny tego nie wytrzyma :D No i w końcu co mieli powiedzieć po powrocie do domu? Że rzygali przez dwa tygodnie rejsu? A jedyne co oglądali to rozbujana, bezkresna powierzchnia morza? :DDDDDD No nie! Coś musieli wymyśleć!

Więc poczułam się jak taki Sindbad Żeglarz i wyobraziłam sobie co mnie czeka jak wypadnę za burtę. Efekt poniżej :DDDD

Rozumiem też już Pana Maluśkiewicza i z ulgą stanęłam na suchym lądzie.

Stwierdzam stanowczo: NIE BĘDĘ MARYNARZEM :D

piątek, 7 sierpnia 2009

W godzinach pracy.......

..... zbiera nam się czasem na rozważania filozoficzne.

Dziś rozmyślaliśmy nad absolutem. Nie , nie w kategoriach procentowych ;D W kategoriach czysto abstrakcyjnych.

Konkluzja dnia dzisiejszego i naszych rozważań: CZYMŻE SĄ BRUDNE STOPY WOBEC WIECZNOŚCI :DDDDD

środa, 5 sierpnia 2009

Epopeja kąpielowa :D

Taką piękną Epopeję Kąpielową złożył Mój Teraz Już Narzeczony wraz z Martą Zamorską Kuzynką :D. Normalnie powstrzymać się nie mogę żeby nie umieścić tu tego przecudnego utworu w całości (jako komentarze do wpisu nie funkcjonował należycie :D ):

Łeb umyję,
Umyję też szyję!
Umyję się calutki:
Od buzi do pupki!
Nie pominę nóżek
Bom nie jest półgłówek!

Umył się chłop umył
aż się cały świeci
wielce się dziwują
kobita i dzieci

I to koniec dziwów.
a gdy wyszedł z wanny
nie chciały go całować
żadne inne panny

znów chodzi po świecie
znów obrasta brudem
a jak zesztywnieje
umyje się cudem :)

morał z tego taki:
nie myjcie się za często
nie warto, chłopaki!

Słuchajcie maluczcy
bo oto wieszcz twierdzi
że ten so się myje
ten ten oto nie śmierdzi
nie kryją się ludzie
gdy uchyla pachy
bo kwietne się snują
z rękawa zapachy....

Zapachowej epopei
czas przedstawić bohaterów.
są to: facet, piękny zapach
i smród stu parmeńskich serów.

Wszyscy bardzo się kochają
życie razem im nie zbrzydło
lecz czasami między mini
staje zapachowe mydło.

Zrobiło się tak................ higienicznie :D