piątek, 23 grudnia 2011

Życzenia :)

Moi Mili.

Ponieważ ostatnio umilkłam, bo nie miałam siły pisać i malować (trochę słabowałam), więc dziś, na fali ogólnej a powszechnej radości, panującej w moim domu (nie ganiam do sprzątania, nie krzyczę, nie wściekam się, nie gotuję w amoku i ogólnie niezwykle spokojna jestem), składam wszystkim, którym jeszcze chce się tu zajrzeć (tym którym się nie chce też :DDDDDDDDD) życzenia najserdeczniejsze :D

czwartek, 17 listopada 2011

Nowe zabawki - wpis uczyniony dla mojej S.A. :D


Moja S.A., osoba spostrzegawcza i o wzroku sokolim, spostrzegła :DDDDDDDDDDDDDD 

Spostrzegła i uczyniła wymówkę, że jestem trzoda chlewna :DDDDDDDDDDDDDD

No jestem - nie ma dwóch zdań. Po pierwsze Mama Trzech Świnek, po drugie należy mi się epitet od jednej, obdarzonej przez naturę bujnymi lokami, osoby (osoba wie o czym mówię - kajam się i w wątłą pierś biję - mea culpa - dotrzymam słowa). Poza tym epitet otrzymałam, bo się nie ujawniłam, że posiadam już od dawna......... gumę :DDDDDDDDDDDD 

Gumę posiadłam dzięki pomocy Przyjaciela  - dzięki Rafał :D Gdzieś w sieci znalazłam takie zjawisko i nauczona arcyciekawymi doświadczeniami ze stempelkami z kartofli (które możecie podziwiać w "Zuzi i piesku w kratkę" :DDDDDDDDDDDD - farbki zmieniające kolorki pod wpływem soku z pyr, to jest dopiero zabawa), uznałam, że twór zwany gumą polimerową jest mi absolutnie niezbędny do życia (błagam - niech mi tylko nikt nie mówi, że powinnam szlachetnie orać w linoleum - to nie zabawa tylko męka).

Guma przeleżała całe lato i Cypr - nie miałam się kiedy nią pobawić. Mówiąc prawdę zniknęła w powodzi rozmaitych kredek, papierów, plastelin, farbek, wełny, sznurków i czego tam jeszcze chcieć. Ale co się odwlecze to nie uciecze - pewnego pięknego dnia, Mężczyzna Małżonek oświadczył, że bałagan na moim biurku jest jeszcze większy niż w jego starym aucie i zasugerował ............. porządki :DDDDDDDDDD 

Porządki uczyniłam - prawie, bo przy okazji odgrzebałam gumę :DDDDDDDDDDDDDD Dłutka, niemal trzydziestoletnie (Chiny rulez:DDDDDDDDDD) też się jakimś cudem znalazły tuż obok :DDDDDDDDDD Zabawa była pyszna, choć tylko przez moment, bo niestety czas z gumy nie jest  - nie daje się rozciągnąć tak żeby go starczało na wszystkie moje pomysły na jego zagospodarowanie :DDDDD Wątpliwe efekty (ale za to radocha jaka :DDDDDDD) wspomnianej poniżej :DDDDDDDDD



Jak widać, nie opanowałam za pierwszym razem tajemnej sztuki odbijania stempli w całości i te śmieci na obrazku uznajcie dyplomatycznie za fantomy np. pożartych ptaków :DDDDDDDDDDDDDD

Acha - jeśli kto chce wiedzieć w jakich to zakątkach bywa moja S.A. i gdzie bystrym wzrokiem spostrzegła, to niech zajrzy tutaj :DDDDD Polska Ilustracja dla Dzieci uprzejmie umieściła dokumentację mojego bałaganu obok zdjęć z pracowni róznych znanych i cenionych ilustratorów :) Zdjęcia uczynił Mężczyzna na wieczną pamiątkę, żebym zawsze wiedziała jak wygląda mój porządek z zewnątrz ;DDDDDDD
I tym sposobem  - dzięki Strasznie Kochanej Osobie co lubi prosięta (zwłaszcza na motocyklach :DDDDDD) oraz zapałowi (dyskusyjnemu) mojego Małżonka, ujawniłam, że jestem bałaganiarą :DDDDDD

O maaaaaatko.........

.......... ale jestem śpiąca............................. (tu rozdzierające ziewnięcie - takie do łez). 

Przed chwilą w telewizorku było o narkoleptykach: może jestem narkoleptyczką?
A może zapadam w sen zimowy po prostu? Jak niedźwiedź? Odkłada mi się sadełko tu i ówdzie i jestem taka utrudzona noszeniem tego nadmiaru, że tęsknię za poduszką?

A może zasugerowało mnie, że "za oknem wiatr cicho szepcze, że listopad" (zagadka: skąd to cytat? :DDDDDDD), zablokowało mi synapsy w mózgu i dlatego chce mi się spać?

A może się nie obudziłam i jeszcze mi się wszystko śni?
A może się ukłułam jakimś wrzecionem, albo inną igłą jak wczoraj wieczorem naszywałam guziczki na nową czerwoną czapkę Małej Świnki i teraz jestem zaczarowana?

W każdym razie Pan Rafał Witek twierdzi, że miło być zaczarowanym. O, tu twierdzi - w Świerszczyku :DDDDDDDDDDDDD


Trochę lepszej jakości obrazek jest tu. najlepiej w ogóle na niego kliknąć :)

A może ja po prostu leniwa jestem?

Nieeeeeee - leniwa bywam czasem, ale dziś nie - dziś jestem tylko strasznie śpiąca. 

Gdzieś tu była moja kawa. A może po kawie bedę trochę mniej śpiąca?


środa, 9 listopada 2011

Czekam....

... aż wyschnie mi papier. Porozklejane na tekturze papiury leżą i przeszkadzają, a ja, ograniczona, ilością podkładów, na których mogłabym dalej kleić, wyrzuciłam Rodzinę od mojego komputera.

Wczoraj, szukając na żądanie Świnki Skarbonki jej wczesnego wizerunku, znalazłam całkiem inne zdjęcia :DDDDD Komitywa dzieciątka z Krzysiem czasem może doprowadzić rodzica do czarnej rozpaczy :DDDDDDDDD
  
 

Mmmmmmm - paróweczki................ Pomogę 
(Krzyś jest bardzo uczynny - chętnie pomaga wszystkim, którzy opuszczają swoje jedzenie - przecież trzeba pomagać jedzeniu - zwłaszcza takiemu opuszczonemu, samotnemu)

 

O, jeszcze jedną ma. Eeeeee, nie je - jeszcze się zmarnują.........


Tutaj Krzyś już kontempluje kolejne paróweczki Zosi - ich ulubione jedzenie (bleeeeeeeee). Sprawiał wrażenie zaskoczonego, że się nie kończą :DDDDDDDDDD

p.s.: Krzyś właśnie zaopiekował się ciasteczkami opuszczonymi na stole :DDDDDDDDDDDDDD

poniedziałek, 7 listopada 2011

Jeszcze nieprzytomnie

Wieczorem wróciłam z Krakowa, z Targów Książki.

Jeszcze mam straszliwy zamęt w bolącej głowie. Ale mówię Wam: FAJNIE BYŁO :D


Jestem złą kobietą, o beznadziejnie słabym charakterze: kupiłam znowu (sobie) taką masę książek (dla dzieci), że na dworzec musiała mnie odprowadzić Przyjaciółka, bo sama miałabym z tym poważny problem :DDDDDDDDD Byłam na dwóch wernisażach i poznałam masę Cudownych Ludzi. I chyba nic więcej - przynajmniej na razie, nie napiszę, bo muszę odpocząć i ochłonąć z wrażenia :D

Acha. Jeszcze zobaczyłam na własne oczy, że wiszę na Wawelu, bo udało mi się zakwalifikować do wystawy pokonkursowej "Legendy Wawelskie". Nagrodę główna zdobył Piotr Socha, a więcej na temat tu.

A tu mogę już pokazać co zmalowałam na temat alchemicznych doświadczeń pewnego króla :DDDDDD







środa, 26 października 2011

W końcu....

..... zrobiłam sobie coś w rodzaju portfolio :DDDDDDDDDD 

Jak się komu nie chce przebijać przez etykiety i potoki wylewanych przeze mnie słów, to zapraszam do galerii obrazków :DDDDDDDDDDDDD

Na górze, po lewej stronie, można sobie zmienić sposób prezentacji obrazków na taki jaki będzie wygodny :)

czwartek, 20 października 2011

Zaczęło się od sukienki......

.... w kratkę :D













Ale to był TYLKO początek :DDDDDD




Później było jeszcze weselej, ale o tym możecie juz sobie sami poczytać w książeczce Pani Ireny Landau wydanej przez Wydawnictwo Papilon w serii „Pierwsze czytanki" :DDDDD



Obrazki malowałam ja czyli Kasia :DDDDDDDD I świetnie się przy tym bawiłam :DDDDDDDDD Czego życzę Młodym Czytaczom, bo książeczki w serii są przeznaczone dla dzieci zaczynających samodzielnie zmagać się z literkami :)


wtorek, 18 października 2011

Krabat

Cypr mnie sponiewierał. 

Heimat też mnie nie oszczędził: zaatakował mnie wodą z nieba, parszywą pogodą i zimnem, w następstwie czego........... poległam. W odsiecz przyszło mi Wydawnictwo Bona: dostałam wielką i ciężką pakę, a w niej śliczne, pachnące farbą i MOJE WŁASNE, nowiusieńkie egzemplarze "Krabata" :DDDDDDD

Podziałały jak gorąca herbata z malinami :DDDDDDDDDDDD Zmusiły do podjęcia funkcji życiowych i pracowych :DDDDDDDDD

A od jutra, w księgarniach „Krabat" Otfrieda Preusslera :D














Jak zwykle muszę przeprosić wszystkich, którzy zostawiali komentarze pod wpisami - serdecznie Wam wszystkim dziękuję - odpisałam już :)


P.s.: Wiecie? Agata, w tempie sprinterskim, napisała o książce u siebie :) Dziękuję Agatko :)))

środa, 28 września 2011

Czasami człowiek musi.......

......... inaczej się udusi :DDDDDD

Tak - Cypr mnie tym razem sponiewierał. 

Skończyło się w szpitalu, ale już łażę i staram się być przydatna jako fotograf misyjny. Było - minęło, ale leżenie w łóżku sprzyja wymyślaniu bzdur więc tym razem też wymyśliłam, bo obok łóżka leżały moje wszystkie znaleziska cypryjskie. 

No i teraz zamiast pastwić się nad wami cypryjskimi zdjęciami, popastwię się .......... listkami :DDDDDDD






















W rolach głównych występują listki eukaliptusa rosnącego obok stanowiska oraz listki niezidentyfikowanego drzewka rosnącego tamże. Jedne i drugie są twarde i wysuszone, a te z niezidentyfikowanego mają pyszne kolorki czasem.

poniedziałek, 26 września 2011

Siedziały dwa ptaszki na głazie...

... falala - lalala - lal di
Znikł jeden, więc jeden się ostał na razie
falala - lalala - lal di
Ten drugi też znikł za kolegą
i wtedy nie było żadnego
falala - lalala - lal di
Chyba, że liczyć i głaz,
albo, na przykład - las
 falala - lalala - lal di




Jednym słowem, jak człowiek nie ma co zrobić z rękami, to klei GUPOTY :DDDDDDDDD czyli polskie ptaszki z kreteńskiej gliny  :DDDDDD

P.s.: Ziarenka do jedzenia też im ukleiłam :DDDDDD

wtorek, 13 września 2011

Zmęczenie materiału

Dziś nie będzie zdjęć ani pisaniny - upał i wilgotność powietrza powalają na kolana. Za to Mój Mąż - Jerzy napisał u siebie posta o Najmłodszej Śwince - warto przeczytać :DDDDDDDDDDDDD

sobota, 10 września 2011

Agios Georgios

Rano wsiedliśmy do autobusu.

Potem do drugiego.

A po chwili wysiedliśmy :DDDDD U Świętego Jerzego :DDDDDD Znowu mordował smoka! :DDDDD





Mieszka w maleńkim kościółku


w miejscowości, która nosi jego imię. I nie mieszka całkiem sam :)

 I tutaj okiennice chronią mieszkańców przed słońcem i natrętnymi spojrzeniami turystów. Na szczęście do Agios Georgios nie dociera ich zbyt wielu: miejscowość jest maleńka, senna i cicha.




Ale najbardziej niezwykłe tutaj miejsce, to stanowisko archeologiczne, a na nim cudownie piękne mozaiki:



Bardzo tu cicho, jak w całym Świętym Jerzym. Tak cicho, że Somnus wysiał tutaj maki.


Piękne te mozaiki, ale nie mogą być inne, bo ludzie, którzy je tworzyli wybrali piękne miejsce do mieszkania.




I jedli pyyyyyyyyyyyyyyyszne rzeczy :DDDDDDDDDDDDDDDDDDDD


Mój dzisiejszy obiad :DDDDDDDDDD

czwartek, 8 września 2011

Siedzę na fontannie,...

... powolutku wyparowuje ze mnie całodzienny skwar.

Cypryjczycy chowają się przed nim za zamkniętymi okiennicami :)







A jak się wyjrzy zza tych okiennic i drzwi, to można zobaczyć kosmitę :DDDDD


Albo kwitnące eukaliptusy :DDDD


Wiem, wiem - bieda z nędzą, ale na nic więcej nie mam dziś siły :DDDD

wtorek, 2 sierpnia 2011

Z ukrycia

Żyję.

Oddycham nawet ostatnio, ale się ukrywam. 
Ale mi się chyba znudziło. To ukrywanie mi się znudziło. W dodatku Kilka Miłych Osób napisało komentarze pod ostatnim postem (tym o słoikach - bardzo serdecznie wszystkim dziękuję) i wyszło, że powinnam się ujawnić :DDDDDD

No to się ujawniam. Obrazkami. Do "Krabata" Otfrieda Preusslera.

Książka ma się ukazać już za chwilę (pisała o tym ostatnio Be-el) nakładem wydawnictwa Bona, uznałam więc, że może warto pokazać ilustracje, które się w niej ostatecznie znajdą zamiast tych, o których pisałam wcześniej :)




No dobrze - ta ilustracja powyżej się w książce nie znajdzie, ale ją narysowałam, to pokazuję,  a okładka będzie wyglądać tak:


Kilka lat temu powstał niemiecki film na podstawie "Krabata": "Uczeń czarnoksiężnika". Ale polecam przeczytanie książki jednak, bo to dwie całkiem różne bajki :) 

Jak to zresztą z bajkami bywa :)

niedziela, 3 lipca 2011

Bez tutoriala

Bo po co? Za proste na tutorial, to co chcę Wam pokazać.

Należy pójść do sklepu, kupić sobie grzybki w occie, korniszonki, miód, powidełka albo inną konfiturę. Wrócić do domu i pożreć wspomniane. Ze smakiem. 

Następnie należy spojrzeć smętnie na opakowanie po pożartym przetworze i pomyśleć: taki  łaaaaaaaadny słoik - aż szkoda wywalić........ Potem należy słoik zadekować pod zlewem albo gdzieś tam i w bliżej nieokreślonym czasie, pokłócić się z np. z małżonkiem o skłonności chomicze i uratować przed skupem surowców wtórnych wspomniane szkło. Albo pięć :DDDDDDDDDDDDD

Podczas nieobcności małżonka (jedynie wtedy możliwy jest kolejny krok) trzeba chyłkiem odwiedzić skład narzędzi swojego mężczyzny (który oczywiście nie podlega dyskusjom jak skład pod zlewem :DDDDDDDDD). Należy posiąść przyzwoity kawał drutu, kombinerki i obcęgi, usiąść w cichym kąciku, owinąć mężowskim drucikiem gwinty słoików, robiąc dwie pętelki. Do pętelek należy przymocować uchwyt jak  przy blaszanym wiaderku i ......... GOTOWE!

Albo nie. Nie gotowe. Można jeszcze pójść w jakieś miłe miejsce, odwiedzanie którego zawsze kojarzy się facetom z pustką w portfelu i nabyć farbki do szkła. Pomalować te owinięte drutem słoiki we wzorki bliskie sercu, a potem do środeczka nasypać piasku i włożyć zapalone tealighty.  Zawiesić je na drzewie, sznurku do prania, balkonie albo gdzie lubimy przysiadać wieczorem i cieszyć się zapachem maciejki, popalając sziszę :DDDD


 

p.s.: Przysiadając "gdzieś tam" trzeba pamiętać o "czymś tam" po czym nie będziemy smakować komarom :DDDDDDDD