czwartek, 28 maja 2009

Na żądanie :D

Koleżanka zażądała uaktualnienia bloga. Uaktualniam :D

Widać biedaczka nie ma co robić w godzinach pracy :D i czyta moje wynurzenia - pozdrawiam Koleżanko :D

Wielki Ogrodnik zmiłował się nad znękanym suszą fragmentem Polski i postanowił zadbać o niego podlewając ile wlezie. I dobrze :) Wszystkie stworzenia już modliły się o deszcz. Ulice umyły się z zaduchu i kurzu, rośliny odświeżyły urodę, a robinie pachną cudownie jak nigdy w upał.

Młodziutki trawnik, założony na nowo przez Dzielnego Mężczyznę, rośnie w oczach: skoszony w niedzielę, wymaga ponownego koszenia jak tylko obeschnie. To zresztą może nastąpić nieprędko, bo znowu leje :D

Piwonie zakwitły i pysznia się teraz pachnącymi, różowymi kwiatami jak główki kapusty, a irysy w końcu ogrodu spowija granatowa chmura koloru. Wprawdzie na jednej trzeciej działki - przez cała jej długość - mam teraz rów mariański po starej drodze, ale może wreszcie uda mi się odzyskać choć część mojego dawnego kwiatowegop ogrodu ? :)


czwartek, 21 maja 2009

Świńska grypa

No nieciekawie jest - nieciekawie.

Po pierwsze zawiodły rzekotki. Nie wylazły cholery - nawet żabiego udka nie zobaczyłam. Czosnek za to obrodził znakomicie. Kwitł białymi łanami jak obłąkany. Wonną zemstę podeptanych roślin czuliśmy w aucie jeszcze przez dwa dni po powrocie :D.

Potem mnie pogięło - nawet nie zajrzałam jeszcze do zrbionych w czosnku zdjęć. Prawdopodobnie nie ma czego żałować :D

A wczoraj wieczorem rozłożył się na łopatki Mężczyzna: przez całą noc oddawał dług naturze i przeklinał pożarte truskawki. Biedny był. Usnął biedaczek dopiero po burzy - koło trzeciej nad ranem.

Za to po drodze do pracy pech osiągnął apogeum. Jechałam sobie spokojniutko, wrzuciłam migacz, zaczęłam zwalniać i usłyszałam pisk hamulców za sobą. Drogę, w którą miałam skręcić zajechała mi od tyłu furgonetka Poczty Polskiej. Z furgonetki wyskoczył facet i zaczął na mnie wrzeszczeć. Posłuchałam co pan ma do powiedzenia: wyszło na to, że za wolno jadę, a on nie wozi pierza i sobie nie życzy żeby tak wolno skręcać w boczną drogę :DDDDDD

Teraz zaczęły się inwektywy - wpieniłam się nieznacznie i zaproponowałam panu, że zawołamy policję. Pan się zmył, jak sen jaki złoty, natychmiast. Przy okazji wyszło, że on tę drogę zajechał mi celowo, bo zaraz z niej wyjechał i pojechał w inna stronę. Zdumieni kierowcy pozostałych samochodów (same dostawcze i ciężarówki) patrzyli przez chwilę , lekko osłupieni, na mnie i na znikające pocztowe auto (znacząco żółte :DDDD) - skomentowali pana pocztowego mocno niecenzuralnie, poklepali mnie mentalnie po pleckach i opuścili skrzyżowanie.

Chwilę sobie posapałam. Pod samym budynkiem, w którym pracuję natknęłam się na pozostałości po dokonanym wypadku: pani w aucie osobowowym połamała motocyklistę z winy motocyklisty.

Niech się ten dzień już skończy. Najlepiej niech się już skończy ten tydzień. To jakieś pandemonium - normalnie pandemia pecha czyli ostatnio modna świńska grypa (zwłaszcza w przypadku mężczyzny ;D).

piątek, 15 maja 2009

Syndrom piątku :D

Haaaaaaaa! Zaraz skończę pracę!

Zaraz pojadę do domu i wrzucę do torby piżamę, t-shirt i szczoteczkę do zębów! Spakujemy błyskawicznie Najmłodszą Świnkę, ograniczając jej ilość bagażu (nieograniczenie oznacza zabranie niemożliwej do upilnowania ilości zabawek), postaram się nie zapomnieć o woderach, kartach, ładowarkach i sprzęcie w ogóle. Wsiądziemy do auta i pojedziemy do Stanisławowa do Ewy na rzekotki!

I te rzekotki będą biegać stadami i witać nas transparentem z napisem „WITAJCIE!” i chlebem i solą.


I będą nam dobrowolnie pozować na liściach czosnku, a czosnek będzie pięknie bielusieńko kwitnąć i niebiańsko pachnieć (zaznaczam, że to moja wizja nieba - cudze niebo może pachnieć np. schabowym albo konwaliami :D).

No, dobra, ucieszę się jak znajdę choćby jedną rzekotkę, która nie bedzie mi uciekać, to i tak będę szczęśliwa :D

p.s.: Oświadczam, że jadłam tylko kalarepę :D

15 maja - imieniny Zofii

Dziś są imieniny mojej córki - Zosi - Najmłodszej Świnki.

Zosia otrzymała imię w spadku po mojej Babci.

Babcię pamiętam zawsze w niebieskim kolorze. Miała ulubiony „kościołowy”, błękitny kostiumik, niebieskie bluzki i sukienki i ogromne, błękitne jak bławatki, oczy.

Niebieski kolor Babcia Zosia kochała najbardziej, a jej najulubieńsze kwiatki, to były niezapominajki. I wierszyk o niezapominajkach dlatego właśnie pamiętam, bo Babcia często mi go mówiła:

Niezapominajki to są kwiatki z bajki,
rosną nad potoczkiem,
patrzą żabim oczkiem.
Gdy płyniemy łódką
szepczą nam cichutko
nie zapomnij o mnie,
nie zapomnij o mnie
.

Tak się jakoś, przypadkiem, złożyło, że ktoś wymyślił kilka lat temu, że 15 maja będzie obchodzony jako Dzień Niezapominajki :) Bardzo się z tego cieszę :).

Życzę dziś i codziennie wszystkim Zofiom - szczególnie tym Rodzinnym: Mojej Zosi - Najmłodszej Śwince, Zosi - Córce Marty i Wnuczce Zofii i Najdzielniejszej i Najpogodniejszej Ciotce Zośce - siostrze mojego Ojca, żeby był to ich najpiękniejszy dzień w roku, a kolor niebieski nigdy nie oznaczał smutku :)

czwartek, 14 maja 2009

Żabie udka w czosnku

Taki ładny kulinarny tytuł mi się napisał ;)

Wbrew pozorom, wspomniane żabie udka nie mają najmniejszego „znaczenia kulinarnego” (to ulubione powiedzonko naszego kolegi - Jarka :)). Natomiast znaczenie kulinarne ma czosnek - czosnek niedźwiedzi - dokładniej.

Otóż mamy zamiar odwiedzić rzekotki w czosnku niedźwiedzim :D Wybieraliśmy się tam już w ubiegłym tygodniu, ale zostałam powalona przeziębieniem i wyprawa spełzła na niczym, a raczej na leżeniu w łóżku i wsłuchiwaniu się w jazgot kosiarki, z którą szalał Mężczyzna (przy okazji odkryłam, że Mężczyzna, w stadle z kosiarką, wywiera na ogród wpływ niemal równie destruktywny jak dziki - zostałam pozbawiona wszystkich firletek :DDDDDDDD).

Teraz siedzę sobie przed kompem, mam chwilę przerwy w pracy, i marzę sobie o ślicznych zieloniutkich stworzonkach, łażących niespiesznie po morzu czosnkowych liści. Może jeszcze zdążymy na kwitnienie? Chciałabym bardzo........

No dobra - kupiłam sobie nowiuteńkie ekoliny - jeszcze nie używałam takich - i musiałam wypróbować :D To jest moje pobożne życzenie - rzekotki łążące w czosnku stadami :D

Marzyć dobra rzecz :D

Róże rulez :D

Po dość niesympatycznym dniu, zakończonym, nadspodziewanie miłym, spotkaniem związkowym (ZPFP) postanowiłam zrobić sobie dobrze i nabyłam rozmaite specyfiki przeznaczone do łazienkowych ablucji.

Po powrocie do domu, okazało się, że wszystkie kupione przeze mnie dziś mazidła są...... różane :D I tak, w torebce, (Rodzina wrednie kpi, że w mojej torebce brakuje jeszcze tylko młotka) znalazłam: mydło różane, sól różaną, błocko w eleganckim słoiku o zapachu (jakżeby inaczej) różanym. Do tego okazało się, że kupiłam też mazistą substancję o wysoce podejrzanym kolorze i zapachu - tym razem już nie róż. Po starannym przestudiowaniu paragonu kasowego odkryłam, że to czarne mydło z Aleppo. Ma być dobre na wszystko - zobaczymy.

Postanowiłam zażyć odprężającej kąpieli. Nalałam wody do wanny, nasypałam do niej różanej soli, potraktowałam ciało mydłem różanym, a następnie pokryłam się obficie różanym błockiem. Hm - pachniałam nie najgorzej, ale chyba wolałabym nie pokazywać publicznie swojego ubłoconego oblicza - jako żywo nie przypominającego teraz różanego pączka.

Powinnam teraz napisać, że poczytałam sobie „Przepiórki w płatkach róż”. A nie! Siurpryza! - ze smakiem sobie przyswajałam „Straż, straż” Terry'ego Pratcheta :D Lektura niezbyt różana, ale za to silnie rozweselająca i wprawiająca w nastrój różowy, a nawet cyklamenowy :D

Porozpuszczałam się luksusowo nieco, poczytałam sobie we względnym spokoju, nienękana żądaniami i jękami Trzech Świnek (nawet na ich standardy godzina nieprzyzwoita) i , jak wal błękitny albo kaszalot, wychynęłam na powierzchnię. O matko! Nie przypominałam róży!!!! Wyglądałam raczej jak prosię wyjęte z ukropu :DDDDDD Ale nie mogę narzekać. W końcu - nomen omen - to blog Mamy Trzech Świnek, więc nie mogło być inaczej :DDDDDD

Przeholowałam, jak zwykle, z temperaturą wody :D Teraz, dla ochłody, potraktuję się winkiem..... różanym :D Serio, serio :D Winko dostaliśmy w prezencie od Przyjaciół z Wrocławia :D Więc na zdrowie :D

I dobranoc :D

środa, 6 maja 2009

Pożar w Woliborzu

No dobra - nie tylko snami obfitował pobyt w Srebrnej Górze.

Były też usiłowania zrobienia przyzwoitych zdjęć, długie spacery i obiady u „Koniuszego”. Były bezmgielne, nieprzespane poranki. Był też pożar.

Prawdziwy pożarowy pożar.

Płonął stóg. Był potężny: ze 100 m długi i ze 3-4 szeroki. I się palił. Dojechaliśmy do niego, Mężczyzna wyciągnął telefon i zadzwonił po straż pożarną, a ja w tym momencie wywlokłam z samochodu swój aparat i, nie zmieniając obiektywu, obłąkańczo latałam wokół płomieni i naciskałam spust. Otrzeźwił mnie dopiero spokojny komentarz Mężczyzny, że mam sobie opcje przestawić, bo nic mi z tego pstrykania nie wyjdzie. Oczywiście, jak zwykle, miał rację.


Spoceni, doczekaliśmy wozu strażackiego, który przyjechał z Nowej Rudy. Panowie wyskoczyli, rozłożyli co trzeba, zalali, rozgarnęli żar i .......... zawołali drugi wóz, bo nie starczyło im wody. Byłam pełna podziwu i przeniosłam zainteresowanie na Mężczyzn w Mundurach ;D


Dalej szalałam z aparatem, a Panowie Strażacy radzili sobie z ogniem. Mężczyzna nie szalał - Mężczyzna robił zdjęcia i, zaglądając sobie w wizjer aparatu, syczał z zachwytu nad tym co wykonał.

Pozostaje mi przeprosić tylko Strażaków za kiepskie zdjecia i podziękować za ciężką pracę.

Dziekuję.

poniedziałek, 4 maja 2009

Sny

Nie, nie cudowne „Sny” Kurosawy.

Całkowicie abstrakcyjne i odjechane sny mojego Mężczyzny.

Pojechaliśmy z Przyjaciółmi na samozwańczy plenerek do Srebrnej Góry i Mężczyzna, chyba zrozpaczony brakiem mgieł porannych, śnił.

Przyśnił mu się nasz kolega Stefan.

Stefan, w warunkach nocnych, szukał żony. Mężczyzna, po kumpelsku, pomagał w poszukiwaniach. W jakiejś enigmatycznej przestrzeni błąkały się duże ilości panien młodych, wśród których była ukryta wybranka Stefana.

Oczywiście narzeczoną znalazł Mężczyzna - w półśnie jęczał rozpaczliwie: zabierz ją sobie, zabierz! - nie chcę jej! (nie muszę chyba opisywać jaki efekt wywołały powyższe jęki na trzech pozostałych osobach, które właśnie, z miernym skutkiem, usiłowały wypić poranna kawę).

Biedny Stefan miał jeszcze jedno zadanie. Otóż musiał włożyć na głowę swojej wybranki wieniec z ........ twarogu z cebulką :DDDDDD Wspomniany twaróg znajdował się w olbrzymiej misce, z której Stefan nabierał go pełnymi garściami i ładował sobie do kieszeni ślubnego garnituru. Za nim biegały...... Wredne Dziewice :DDD i złośliwie naciskały mu na kieszenie, żeby ten twaróg wycisnąć :DDDDDDDDDD

W tym momencie Mężczyzna przebudził się z lekka, popatrzył na mnie zaspanymi oczkami i wydyszał: Kotku, uważaj, bo Ci twaróg do kawy kapie :DDDDDDDDDDD