piątek, 27 czerwca 2014

Mam pracowstręt

Z przepracowania.

Straszny. Nie wstaję od stołu, a łyżeczkę chwytam jak ołówek. Normalnie czuję jak robi mi się płaski zadek :DDDDDD Za chwilę przeleje się przez krawędź krzesła i spłynie na podłogę :DDDDD A moje plecy zrosną się z oparciem i wtedy moje DNA poplącze się z DNA drewna, zapuszczę korzenie i porosnę mchem, a na wiosnę zakwitnę :DDDDD W głowie będą mi szumieć pszczoły i inne robale :DDDDDDD

Trudno: się chorowało, to teraz trzeba nadrobić zaległości. Tyle, że wczoraj już nie dałam rady. Wsiadłam na rower i pojechałam posłuchać jak chleb rośnie.

Duuuuuużo chleba rośnie niedaleko. Czasem ten chleb ma kwiaty we włosach :DDDDD

I dzika marchew sobie rośnie na obrzeżach pól.

I od dziś są wakacje :DDDDDD
Czyli ja będę mogła spokojnie pracować, bo zawiążę Najmłodszej Śwince walizkę na sznurek, kopnę w zadek i wyślę w świat :DDDD Obie zażyjemy, od siebie nawzajem, wywczasu :DDDDDD

 A teraz do roboty :DDDDDDDD