Strasznie się zaziębiłam.
Siedzę w domu i przeżywam męki. Wszędzie walają się chusteczki do nosa, a mój organ powonienia zaczął przypominać okazały pomidor. Od ciągłego wycierania, jutro, będzie przypominał łuszczącą się czerwoną cebulę.
I gardło mnie strasznie boli.
I oczy mnie szczypią.
I gadać nie mogę, i nos mam zatkany i ciągle boli mnie głowa.
Fajnie tylko, że na orzechu pod oknem przesiadują dzięcioły i sikorki. Czasem widuję malutkiego strzyżyka :D A najfajniej, że w tym roku znowu odwiedzają drzewo wiewiórki :D Wybierają spomiędzy liści, z płaskiego dachu szopki, orzechy i wynoszą je do gniazd, powiewając rdzawymi ogonami. Chyba mieszkają na świerkach sąsiada :)
Niech sobie będą te świerki jeśli mogę mieć za sąsiadki wiewiórki. Dzięki nim jesień nie jest taka maniakalno-depresyjna :)
Hm - jak to jednak dobrze być "śmieciugą" :DDDDDDDDD Te kasztanowcowe liście tak sobie czekały, czekały, a teraz mogę je wynieść w końcu na kompost :DDDDDDDDDDDDDD