W Krakowie leży śnieg i wszystko jest zasypane, i całą miejską, styczniową biedę przykrywa biała kołdra. A tu co? Paskudnie jest: szaro, buro i ponuro. Z nieba coś leci. Niby śnieg, ale jakoś tak bez szczególnego przekonania.
Bleeeeeeee - taka pogoda, to taka jakby jej wcale nie było - bezpłciowa taka.
Niech Bóg błogosławi człowiekowi, który wymyślił komórki! Zadzwoniliśmy po pomoc i przyjechało dwóch przemiłych Panów w ................ zdezelowanym Żuku! Żuk miał napęd na 4 koła!
Po dwukrotnym urwaniu liny Panowie stwierdzili, ze zaczepiamy łańcuchem - zaczepili - pociągnęli - i ..........wyciągnęli nas :D Jak widać nie wszystko złoto co się świeci: żuk był stary i skatowany, ale skuteczny :D
Do Stasikówki wróciliśmy mokrzy i zmarznięci. Świnki były zachwycone :D
Do Stasikówki wróciliśmy mokrzy i zmarznięci. Świnki były zachwycone :D
Mniej zachwycone były przy zejściu ze Skrzycznego pod wyciągiem: lało, mgła była jak mleko, a wiało okropnie. Dzieci szły zawinięte w ......... worki od śmieci, bo w Schronisku na szczycie zabrakło płaszczy przeciwdeszczowych. To wogóle zaskakujące jakim brakiem wyobraźni wykazuja się osoby wybierające się w góry: widzieliśmy cała rodzinę ubraną w krotkie spodenki i sandały. A na dole lało! No cóż - niektórzy czują się zobligowani nie temperaturą tylko porą roku;)
A to, na koniec: Zosia pocieszona jagodami. Gdyby nie te jagody bylibyśmy w Stasikówce z godzinę wcześniej :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz