A dokładniej na flageolecie gra od kilku dni Najmłodsza Świnka.
Gra, a właściwie pitoli, z wielkim upodobaniem. Zjawisko jest o tyle makabryczne, że kochana dziecina, w szale umuzykalnienia, rozpoczyna ćwiczenia o........... 6.30 rano! W sobotę! I w niedzielę!
Ponadto uprawia ten proceder przez cały boży dzień, a ulubiony utwór, to "Któryś za nas cierpiał rany". Ma za nic, że cierpią też moje uszy. Jedyny plus sytuacji, to ten, że powoli przestaję być maniakalno-depresyjna, a staję się wściekła.
Razu pewnego doświadczyliśmy podobnej przyjemności, kupując dziecku w czasie wakacji nad Biebrzą, upragniony kawał plastiku czyli flet prosty. Dziecko jęczało tak skutecznie, że nabyliśmy rzeczony instrument, a potem cierpieliśmy katusze przez dwa tygodnie: od 6.00 rano do 21.00, kiedy to Świnka padała na ryj po całodniowym dęciu.
Matko! Ona jeszcze gotowa zostać członkinią orkiestry dętej!
Stanowczo wolę kiedy moje najmłodsze dziecko para się cichszą działalnością. Na przykład kiedy zamierza brać udział w konkursie plastycznym. Ostatnio zamierzyła i nawet pracę wykonała.
Najpierw przez tydzień drążyła temat, bo przedmiotem konkursu było "Moje ulubione zwierzę chronione" (sic!). Oglądała książki, kazała sobie wyszukiwać stwory w necie, a potem zaczęła przeglądać szafki kuchenne :DDDDDDD Postanowiła, że jej ulubione zwierzę czyli sowę ułoży sobie z ziarenek kaszy albo soczewicy. Ścierpła mi skóra, bo raz już przerabialiśmy temat układania obrazków z produktów spożywczych i znajdowałam później ziarna kawy wszędzie - nawet w pralce, a palce poparzone klejem z pistoletu czyli superglutem, oklejałam plastrem w Muminki przez tydzień.
Tym razem udało się uratować zapasy domowe i sowy uszatki Świnka uczyniła z puchu trzcinowego, miseczek żołędziowych, skrzydełek jaworowych i bukowych pączków.
Dziecko bawiło się przednio i cisza jaka panowała w domu w czasie tworzenia i dociekania całkowicie wynagrodziła mi fakt znajdowania puchu z trzciny w każdym możliwym miejscu począwszy od bigosu, a skończywszy na bieliźnie osobistej.
A poniżej Zosine uszatki :D
Gra, a właściwie pitoli, z wielkim upodobaniem. Zjawisko jest o tyle makabryczne, że kochana dziecina, w szale umuzykalnienia, rozpoczyna ćwiczenia o........... 6.30 rano! W sobotę! I w niedzielę!
Ponadto uprawia ten proceder przez cały boży dzień, a ulubiony utwór, to "Któryś za nas cierpiał rany". Ma za nic, że cierpią też moje uszy. Jedyny plus sytuacji, to ten, że powoli przestaję być maniakalno-depresyjna, a staję się wściekła.
Razu pewnego doświadczyliśmy podobnej przyjemności, kupując dziecku w czasie wakacji nad Biebrzą, upragniony kawał plastiku czyli flet prosty. Dziecko jęczało tak skutecznie, że nabyliśmy rzeczony instrument, a potem cierpieliśmy katusze przez dwa tygodnie: od 6.00 rano do 21.00, kiedy to Świnka padała na ryj po całodniowym dęciu.
Matko! Ona jeszcze gotowa zostać członkinią orkiestry dętej!
Stanowczo wolę kiedy moje najmłodsze dziecko para się cichszą działalnością. Na przykład kiedy zamierza brać udział w konkursie plastycznym. Ostatnio zamierzyła i nawet pracę wykonała.
Najpierw przez tydzień drążyła temat, bo przedmiotem konkursu było "Moje ulubione zwierzę chronione" (sic!). Oglądała książki, kazała sobie wyszukiwać stwory w necie, a potem zaczęła przeglądać szafki kuchenne :DDDDDDD Postanowiła, że jej ulubione zwierzę czyli sowę ułoży sobie z ziarenek kaszy albo soczewicy. Ścierpła mi skóra, bo raz już przerabialiśmy temat układania obrazków z produktów spożywczych i znajdowałam później ziarna kawy wszędzie - nawet w pralce, a palce poparzone klejem z pistoletu czyli superglutem, oklejałam plastrem w Muminki przez tydzień.
Tym razem udało się uratować zapasy domowe i sowy uszatki Świnka uczyniła z puchu trzcinowego, miseczek żołędziowych, skrzydełek jaworowych i bukowych pączków.
Dziecko bawiło się przednio i cisza jaka panowała w domu w czasie tworzenia i dociekania całkowicie wynagrodziła mi fakt znajdowania puchu z trzciny w każdym możliwym miejscu począwszy od bigosu, a skończywszy na bieliźnie osobistej.
A poniżej Zosine uszatki :D
absolutnie zachwycające!;DDD
OdpowiedzUsuńma dziewczę talent!! piękne sówki.
OdpowiedzUsuńMoje Kochane Panie - dziękuję w imieniu Świnki. Zażyła właśnie wieczornej porcji lektury (czytamy "Zuźkę Zołzik") i, mam taką nadzieję, nie będzie kontynuować wędrówek w poszukiwaniu wody, siku, piórnika, zeszytu, ćwiczeń i masy innych rzeczy służących jej zwykle jako wymówki do przedłużenia dnia :DDDDDD
OdpowiedzUsuńsą boskie!:)
OdpowiedzUsuńpowodzenia w konkursie! :)
Drycha - w imieniu Zośki dziekuję :DDDD
OdpowiedzUsuńprześliczne! talent w genach :)
OdpowiedzUsuńKinga - dziekujemy :DDDDD
OdpowiedzUsuńZ ostatniej chwili: Zośka odgraża się, że bedzie nową sowę robić - na razie tylko jeszcze nie zdecydowała jaką :DDDDD
o rany ... cudowne ... :) Uściski i gratki :)
OdpowiedzUsuńtami
Warte wszystkich poświęceń...
OdpowiedzUsuńcudny obrazek! Wygląda jak gotowa ilustracja do bajki o trzech sowach co na jednej gałęzi siedziały i pióra sobie poddziubowały ;p!!
OdpowiedzUsuń