poniedziałek, 4 października 2010

A gdzie byłam i co przeżyłam.....

... post ten wszystko Wam opowie :DDDDDD

Byłam w Pafos - na Cyprze. 

Było gorąco. 

I jeszcze było gorąco.

A poza tym było ...... gorąco :DDDDDDDDDD

A tak serio, to było gorąco jak wszyscy diabli :DDDDDDDDDDDDDDDDDDD

Po wyjściu spod prysznica należało na siebie błyskawicznie naciągnąć kostium kąpielowy, bo zwlekanie z tym procederem groziło niewłożeniem stroju wcale: było tak wilgotno, że człowiek wytarty do sucha natychmiast stawał się mokruteńki.

Pracowałam jako wolontariuszka (grafik i fotograf) w polskiej misji archeologicznej w Kato Pafos. Poznałam świetnych młodych ludzi. Poznałam Pana doktora Henryka Meyzę - wspaniałego człowieka. Spotkałam znowu cudowną Panią profesor Basię Lichocką, z którą miałam przyjemność być w Aleksandrii. 


Mogłabym tak pisać i pisać. Pisać jak na stopa próbowaliśmy, ze Sławką i Pawłem, dotrzeć do Troodos, o tym jak pływałam z maską i połamałam płetwy. O tym jak wieczorami latałam z wywieszonym ozorem do latarni morskiej i z powrotem, narażając się na mrożące krew w żyłach spotkania ze skolopendrą i o tym jak bezwstydnie obżerałam się dziko rosnącymi figami, ale nie będę. Za to od czasu do czasu pokażę jakieś zdjęcie, którego nie udało mi się skopać z pośpiechu :D


Powód moich sprinterskich, wieczornych poczynań :DDDD


Niektórzy twierdzą, że na Cyprze latem jest sucho i brzydko. Sucho tak, brzydko - absolutnie nie.


Po drodze do stacji mijałam połacie ślicznych, kępiastych suchelców. Dziewczyny: Małgosia i Joanna, które były na wykopaliskach wiosną, opowiadały, że te suche łąki są cudowne: zielone i kwitnące masą żółciutkich kwiatuszków. Joanna pokazała mi zdjęcia - to wszystko prawda - muszę to kiedyś zobaczyć.












Obiekt moich westchnień ogrodowych gnijący z rozpaczliwą regularnością, bo u nas za mokro: pustynnik - tu rośnie w charakterze pospolitego chwaściska.


A to powód, dla którego nie należy  dla zdjęcia wskakiwać w japonkach w środek niewielkiej kępki roślin, stanowiącej jedynie słuszne miejsce do rozstawienia statywu - ostatnie kolce wyciagnęłam trzy dni po powrocie do domu :DDDD

C.D.N - JUŻ SIĘ BÓJCIE :D

7 komentarzy:

  1. uuuuu... luuubię się tak bać :))
    poproszę jeszcze i jeszcze..... i jeszcze!
    zdjęcia fantastyczne, opowieść też (choć nie opowiadałaś przecież) :D

    pozostał mi po zachwycie ogromny niedosyt... więc JESZCZE poproszę! :DDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze zdjęcie jak z baśni tysiąca i jednej nocy, a suszki - też jak z jakiejś baśni - takie nierealne - wyglądają, jak zamarznięte, a nie zasuszone.
    Przemycałaś kolce w stopach - och Ty..:)

    Ja tam się nie boję.

    OdpowiedzUsuń
  3. O rety - ale jesteście szybkie :DDDDDD
    Kasiu - będzie jeszcze, ale nie wszystko na raz :DDDDDDDDDDD W dodatku muszę posortować zdjęcia - nędzowate do kosza, znośne zostawić, dyskusyjne przemyśleć - to trwa :DDDDDDDDD

    Kura - ja nie tylko kolce jako kontrabandę przewoziłam :D Kamienie i muszelki w plecaku fotograficznym (i tak miałam już nadbagaż:DDDD). Komandarija - słodkie Cypryjskie czerwone wino (już nieistniejące :DDDD) przeleciała Europę w mojej walizce, zawinięta w moskitierę, koc, ręczniki i foliowe siatki :DDDDDD A w dłoniach przemycałam namacalny dowód ciekawości i łakomstwa: kolce opuncji, którą zeżarłam pierwszego dnia po przyjeździe :DDDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  4. może i sucho ale masz rację na pewno nie brzydko! piękne zdjęcia i piękne miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  5. jak smakuje opuncja?!

    a z tym wyrzucaniem fotek to ostrożnie, czasem po jakimś czasie zmieniamy zdanie i okazuje się, że wcale nie jest tak źle.

    a cieplej ci już? taka ładna jesień się zrobiła :)

    OdpowiedzUsuń