Czyli bagaż został odnaleziony :DDDDDDDD
Dziś przyleciał z Kolonii.
Sława, w upojeniu, biegła jak mały czołg przez halę przylotów i promieniała szczęściem :DDDD W stacji wybebeszyła plecak i przytuliła chyba każdą wyjętą z niego rzecz :DDDDDD Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie szczęścia osoby pozbawionej przez pięć dni bagażu po jego odnalezieniu :DDD Jesteśmy więc w komplecie i możemy zacząć żyć :DDDD
Wczoraj po południu pojechałyśmy sobie do Muzeum Ceramiki. Nawet napisałam co obejrzałyśmy, ale komputer mi zeżarł i juz nie pamietam co powypisywałam. A szkoda, bo obejrzałam dużo fajnych i ciekawych niezmiernie rzeczy. Tu zreszta trudno sie nudzić - wszystko jest ciekawe: ludzie, ulice, jedzenie, wszędobylskie koty grzebiące w śmieciach na każdym rogu ulicy. Pratchett opisując Ankh - Morpork myślał o Kairze.
Dziś wieczorem poszliśmy na spacer. Na ulicach pracowali jeszcze rzemieślnicy: tapicerowie, stolarze, piekarze. Uśmiechnięty, piękny staruszek z wielkim żelazkiem (to pan prasujący usługowo na ulicy powierzone ubrania) pozował do zdjecia ze Sławką i Elizą. Trochę dalej, w małej palarni, kupiłam wielka pakę pachnącej kawy, zmielonej już razem z kardamonem. Po powrocie będę sobie gotować poranną kawkę i wspominać kairskie wieczory.
Dziś przyleciał z Kolonii.
Sława, w upojeniu, biegła jak mały czołg przez halę przylotów i promieniała szczęściem :DDDD W stacji wybebeszyła plecak i przytuliła chyba każdą wyjętą z niego rzecz :DDDDDD Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie szczęścia osoby pozbawionej przez pięć dni bagażu po jego odnalezieniu :DDD Jesteśmy więc w komplecie i możemy zacząć żyć :DDDD
Wczoraj po południu pojechałyśmy sobie do Muzeum Ceramiki. Nawet napisałam co obejrzałyśmy, ale komputer mi zeżarł i juz nie pamietam co powypisywałam. A szkoda, bo obejrzałam dużo fajnych i ciekawych niezmiernie rzeczy. Tu zreszta trudno sie nudzić - wszystko jest ciekawe: ludzie, ulice, jedzenie, wszędobylskie koty grzebiące w śmieciach na każdym rogu ulicy. Pratchett opisując Ankh - Morpork myślał o Kairze.
Dziś wieczorem poszliśmy na spacer. Na ulicach pracowali jeszcze rzemieślnicy: tapicerowie, stolarze, piekarze. Uśmiechnięty, piękny staruszek z wielkim żelazkiem (to pan prasujący usługowo na ulicy powierzone ubrania) pozował do zdjecia ze Sławką i Elizą. Trochę dalej, w małej palarni, kupiłam wielka pakę pachnącej kawy, zmielonej już razem z kardamonem. Po powrocie będę sobie gotować poranną kawkę i wspominać kairskie wieczory.
Jutro wyjeżdżamy w końcu do Aleksandrii. Nie zobaczyłam masy rzeczy, które tak bardzo chciałam obejrzeć, ale i tak dużo dużo więcej niż sie spodziewałam, bo Sławka jest niestrudzona w łażeniu, opowiadaniu i planowaniu kolejnych i kolejnych atrakcji. Mam cichutką nadzieję, że w przyszły piątek, w drodze na lotnisko zobaczymy jeszcze Miasto Śmieciarzy - Muqattam - i monumentalne rzeźby Mariusza Dybicha, którego tu w stacji spotkałyśmy, w koptyjskim kościele. A może uda nam się dotrzeć do Miasta Umarłych? Albo może uda nam się.......?
E tam - Kair na razie stoi. Może kiedyś jeszcze tu wrócę? Bardzo bym chciała.
już nie mogę się doczekać zdjęć!
OdpowiedzUsuń