Taaaaaak, dziś piątek i bedę pościć. Jednakowoż post mi niestraszny, bo mam plan. Plan obejmuje śledzie w śmietanie i ziemniaczki w mundurkach. Mężczyzna powiadomiony wczoraj o planach kulinarnych na dzień dzisiejszy zakrzyknął wielkim głosem: Śledzie - no nareszcie !!!! :DDD Świnki wykazały niemniejszy zapał :DDD
Myśląc o tym obłudnym poście przypomniałam sobie o jajecznej diecie Sindbada Żeglarza. Posłuchajcie:
„Wokół mnie była zupełna pustynia. Piachy i piachy. Ani drzew, ani kwiatów, ani ptaków. Jeno w pośrodku niemal piaszczystej równi ujrzałem przedmiot, który od razu przykuł moją uwagę. Był olbrzymi i okrągły niby potwornie wielkie jajo. Żaden wszakże ze znanych mi ptaków tak olbrzymich jaj nie znosił. Toteż przyszedłem wkrótce do wniosku, że jeśli ów przedmiot jest jajem, ptak, który je zniósł, należy w każdym razie do nie znanego mi gatunku ptaków. Prócz tego przyszło mi do głowy, że mogę skorzystać z zawartości tego jaja, aby głód zaspokoić, gdyż nie znajdę wokół żadnego innego pokarmu. W tym celu zbliżyłem się szybko do jaja, wyjąłem zza pasa topór podróżny i uderzyłem nim z całych sił w skorupę. Uderzenie topora nadłamało z lekka skorupę, w której ukazała się wąska szczelina. Natychmiast przez ową szczelinę zaczęło się sączyć białko. Nadstawiłem dłoni i począłem spijać świeże, smaczne białko, które ciurkiem płynęło z olbrzymiego jaja.
Przetrwałem tak kilka tygodni, karmiąc się wyłącznie białkiem. Po kilku tygodniach z jaja trysnęło pachnące, szafranowego koloru żółtko. Rad byłem niezmiernie tej zmianie potraw, gdyż wyznam szczerze, iż białko mi się już sprzykrzyło i od dni kilku z niecierpliwością wyczekiwałem spodziewanego żółtka.
[...] Wzrok mój padał nieustannie tylko na olbrzymie, puste jajo. Przyszła mi nagle myśl do głowy, że mogę przecież zamieszkać w jego wnętrzu. Natychmiast zbliżyłem się do jaja, rozszerzyłem toporem otwór, który przedtem uczyniłem, i wpełzłem przez otwór do wnętrza. Gdym był już we wnętrzu, zasłoniłem otwór skórzanym kaftanem, który miałem na sobie, aby tym sposobem osłonić moje nowe mieszkanie przed ulewą. Byłem zachwycony moim schroniskiem. Od czasu jak wyruszyłem w podróż, nie miałem jeszcze tak wygodnego mieszkanka. Było co prawda zbyt okrągłe i zbyt sklepione. Musiałem przez czas pewien przyzwyczajać nogi do chodzenia po wklęsłej, nieckowatej podłodze. Zanim zdobyłem owo nawyknienie, padałem niemal co chwila jak długi na podłogę, tym bardziej że była śliska z powodu resztek białka, które zgarniałem w dłonie, i w ten sposób żywiłem się jeszcze przez dni kilka. Tymczasem, nazajutrz po moim zamieszkaniu we wnętrzu jaja, deszcz ustał i pogodne, jaskrawe słońce przenikło przez przezroczystą skorupę jaja, wyzłacając całe jego wnętrze. Sama skorupa, oświetlona rzęsistym słońcem, zdała mi się szczerozłotą. Widziałem, jak zwolna, w miarę zachodu słońca zmieniała swe barwy stając się coraz różowszą, aż wreszcie spurpurowiała wypełniając wnętrze cudownym, purpurowym półświatłem. Ubranie moje i ręce, na które spojrzałem, wszystko teraz było purpurowe, aż wreszcie purpura zaczęła ciemnieć, błękitnieć, szarzeć i w końcu mrok gęsty zapanował w moim mieszkaniu. Pewnego dnia, w samo południe, zauważyłem nagle, iż przejrzyste ściany mego mieszkania, złociściejące od słońca, pokryły się nagłym i niespodzianym cieniem.
„Pewno się niebo zachmurzyło i burza nadchodzi” - pomyślałem w duchu i chcąc sprawdzić moje przypuszczenia wyjrzałem na świat przez wyżłobione w jaju okienko.
Jakież było moje zdziwienie, gdym zamiast chmury ujrzał w niebiosach - tuż nad jajem - olbrzymiego ptaka, który dwojgiem ogromnych skrzydeł przesłonił niebiosa i rzucił cień na ściany mego domu.”
Śledzie w sosie jogurtowym, a może i śmietanie i do tego młode ziemniaczki będą dziś na obiad.
OdpowiedzUsuńOd kilku dni "chodzi za nami". Śledzie kupione w zeszłym tygodniu, ziemniaki w poniedziałek... :):):)