Z przedszkola odbierał mnie Tata. Było fajnie.
Przynajmniej raz w tygodniu dostawałam pudełko plasteliny - kupowaliśmy ją w kiosku na rogu. Rety! Jak było fajnie! Czasem jechaliśmy autobusem do redakcji, w której Tata pracował. Tam zostawałam z panią, która robiła mi potwornie wielką i potwornie mocną herbatę, po której biegałam jak nakręcona, a Tata szedł na zebranie.
Wszędzie pachniało dymem papierosowym, ściany były pomalowane paskudną zieloną farbą olejną, a pani z dyżurki miała na sobie okropny fartuch stylonowy w kolorze nijakim i zawsze miała dla mnie jakieś pyszne ciastko, stos kartek i długopis. I siwe loki. Siedziałam sobie na krześle w dyżurce i rysowałam Dolinę Muminków, Krainę Deszczowców albo inne dziwne rzeczy, albo pracowicie zamalowywałam zęby i dorysowywałam wąsy osobom na zdjęciach w gazecie i słuchałam odległego stukania maszyny do pisania. Potem zebranie się kończyło i jechaliśmy sobie do domu. Tramwajem.
Albo taksówką. Jak padało. Rety! Jak było fajnie! Pędziliśmy w strugach deszczu: Tata galopem, a ja przyczepiona do rączki jego teczki biegnąc, prawie nie dotykałam chodnika! Pamiętam jedną taką podróż doskonale: wsiedliśmy sobie do wielgachnej starej Warszawy, pachnącej (jakżeby inaczej) papierosami, trzasnęły drzwi, brzęknął boleśnie licznik i auto ruszyło.
Albo taksówką. Jak padało. Rety! Jak było fajnie! Pędziliśmy w strugach deszczu: Tata galopem, a ja przyczepiona do rączki jego teczki biegnąc, prawie nie dotykałam chodnika! Pamiętam jedną taką podróż doskonale: wsiedliśmy sobie do wielgachnej starej Warszawy, pachnącej (jakżeby inaczej) papierosami, trzasnęły drzwi, brzęknął boleśnie licznik i auto ruszyło.
Jechaliśmy przez strumienie wody. W zaparowanej taksówce, było gorąco i duszno, a ja przeżuwałam w skupieniu gumę Donald - PYSZNĄ! Najpyszniejszą na świecie! I wtedy Pan Taksówkarz włączył radyjko, które cichutko zagrało:
Do łezki łezka,
aż będę niebieska
w smutnym kolorze blue,
jak chłodny jedwab,
w kolorze nieba,
zaśpiewam kolor blue
Ach, jakie mi się to wydało piękne! Miętosiłam swoje komiksy z Donaldów i wyłam rozdzierająco:
Do łezki łeeeeeezka,
aż będę niebieeeeeeskaaaaa
w kolorze nieeeeba,
zaśpieeeeewam koOolor bluuuuuuue
Pan Taksówkarz parsknął śmiechem, Tata osłupiał, a ja wyłam w upojeniu o wielorybach, bo byłam głęboko przekonana, że o nich właśnie (i o fokach) jest ta piosenka. W dodatku uśmiechniętych. Wprawdzie przeszło mi przez myśl, że to dziwne, bo wieloryby nie są niebieskie i nawet płetwal błękitny jest tylko umownie, a na Biegunie deszcz nie pada, ale nie oponowałam, bo telewizor mieliśmy czarno-biały i nie mogłam sprawdzić. I to radio tak pięknie grało, w tym deszczu........ :DDDDDD
Rety! Jak było fajnie!
Tak mi się to przypomniało, bo katastrofa meteorologiczna, prócz łubinów, wyłamała mi też ostróżki. One też gubią właśnie płatki. Jak łubiny :DDDDDD
P.s.: Ta piosenka naprawdę nie jest o wielorybach i fokach :DDD Nie ma tam także nic o żadnym Biegunie, ale za to zawsze już będzie mi się kojarzyć z Donaldówami i deszczem :DDDD
P.s. 2: Tak, wiem, że pląsający patyczak jest kompletnie od czapy względem tekstu, ale najpierw był patyczak, a potem mi się skojarzyło :DDDDDD A ponieważ o 16.00 mój śliczny len gubi codziennie płatki, to jeszcze machnęłam wielorybka, który kicha płatkami :DDDDD Proszę :DDDD To nie płetwal - to kaszalot, bo to mój ulubiony wieloryb :DDDDD Nie dość, że tajemniczy, to jeszcze z jego pawia robi się....... moje ulubione perfumy :DDDDDDDD
P.s.: Ta piosenka naprawdę nie jest o wielorybach i fokach :DDD Nie ma tam także nic o żadnym Biegunie, ale za to zawsze już będzie mi się kojarzyć z Donaldówami i deszczem :DDDD
P.s. 2: Tak, wiem, że pląsający patyczak jest kompletnie od czapy względem tekstu, ale najpierw był patyczak, a potem mi się skojarzyło :DDDDDD A ponieważ o 16.00 mój śliczny len gubi codziennie płatki, to jeszcze machnęłam wielorybka, który kicha płatkami :DDDDD Proszę :DDDD To nie płetwal - to kaszalot, bo to mój ulubiony wieloryb :DDDDD Nie dość, że tajemniczy, to jeszcze z jego pawia robi się....... moje ulubione perfumy :DDDDDDDD
Ależ nie zgadzam się z Ps 2 - Pląsający Patyczak jak najbardziej pasuje: "do łezki łezka, aż będę niebieska" ...
OdpowiedzUsuńKto powiedział, że to nie mogą być łezki letniego nieba, a tym samym pogodne i ciepłe?
Z drugiej strony ponieważ Patyczak jest Patyczakiem, a nie wesołym Hipopotamem to i nieco nostalgii tu widzę (panna Filifionka by się z nią pewnie dogadała).
No, tak - mnie też pasowało, ale potem te wieloryby :DDDDD Poza tym, to był taki okres w moim niedużym życiu, że strasznie chciałam zostać baletnicą i pląsać w pointach :DDDDD I w dodatku byłam przeraźliwie chudym dzieckiem. Dlatego Patyczak :DDDDDD Tata tak do mnie mówił. Mówił jeszcze ....... Wypierdek Mamuta :DDDDDDD Czule :DDDDD
UsuńA dzisiaj elegantki znowu noszą stylonowe ciuchy. A taki wstrętny kolor - słaczkowaty, co klatki schodowe (na przemian z seledynowym)nim malowano, przemianowano na musztardowy i jest bardzo szykowny ;)
OdpowiedzUsuńKasiu, piękne są te opowieści i przypominają mi moje własne dzieciństwo,które było zupełnie inne, a takie podobne :)
Obrzydliwy kolor zwany czasem eufemistycznie musztardowym był w modzie już parę razy :DDDD Ktoś go kiedyś nazwał ochrą i to już było silne nadużycie :DDDDDDDDD
UsuńCoś jest w tym wspólnym różnym dzieciństwie - prawda :)
Ja chyba też dzięki piosenkom doceniłam SŁOWO.Nie wierszyki o kotkach , pieskach i dzielnej Kasi tylko auuuutobuuuusyyy zapłakane deeeszczeeeem( Kofty). Wyszłam za mąż zaraz wracam( Czubaszek). Cała jestem w skowronkach ( Osiecka).
OdpowiedzUsuńBardzo lubię jak niecnie wykorzystujesz Przyrodę!
Był taki czas, że na słowo "poezja" albo "wiersz" dostawałam nerwowych drgawek :DDDDDD Po prostu durne wierszyki budziły we mnie odrazę na poziomie komórkowym. Dopiero kiedy zaczęła nas uczyć Bardzo Fajna Pani języka polskiego i nie musiałam już rozbierać na części pierwsze i jedynie właściwe wierszy Staffa, za to mogłam powiedzieć co ja sama słyszę w SŁOWACH, zaczęłam naprawdę myśleć słowami.
UsuńA Bardzo Fajna Pani od Polskiego nazywa się Maria Kwiatkowska - Ratajczak :)
jeju, ja mialam tak samo. A najgorzej, jak kazali recytowac na srodku - albo na jakims apelu!!!
UsuńAle "Dmuchawce, latawce, wiatr" albo "Bój sie teraz, ty Kreonie, nie zasniesz przeze mnie" - oooo, ciary na mózgu, chociaz ani w zab nie rozumialam co "poeta mial na mysli".
Prawda? Zgroza edukacji wczesnoszkolnej :DDDDD
UsuńNajmłodsza Świnka przebiła wszystko: bardzo lubiła wiersze rozmaite, ale dbałam, żeby nie były głupie I czytałyśmy sobie przed snem. Jak zaczęła się uczyć na pamięć w szkole, to wyszło, że ona doskonale słucha i słyszy, ale powtarzała sens wiersz linia po linii tyle, że własnymi słowami - nigdy nie została gwiazdą szkolnych "akademii ku czci" :DDDDDDDDDD
Oto to to! Słowo poetyczne, ba! rymowane! w piosenkach smakowało inaczej! Nie tam misie patysie co jedzą ptysie! Ale "Między ciszą a ciszą sprawy się kołyszą...."
UsuńDziękuję, żeście mi to uświadomiły!
Ja jednak lubię rymowaną poezję!
p.s.
Katarzyno swatasz kreskę z naturą przepysznie!
Pięknie dziękuję :DDDD
Usuń