Pozbierałam moje łubiny.
Wiatr je wyłamał. Teraz stoją w butelce po mleku, na stole w ogrodzie. Białe, niebieskie, fioletowe i różowe. Takie jak u Ciotki Władki. Zbierała nasiona u sąsiadek, koleżanek, a potem wysiewała je w swoim ogródku i sprawdzała co jej wyrośnie. Cały ogródek był pełen kolorowych łubinów, ciemnych pachnących piwonii, szkarłatnych róż, a pod oknem, przez całą noc pachniała maciejka. Pod moim oknem też pachnie teraz maciejka.
Te łubiny, to Ciotka miała najróżniejsze: miały rozmaite kombinacje kolorów żagielków, łódeczek i skrzydełek - moje takie cudowne nie są, ale i tak je lubię. Bardzo. Stoją na stole i już zaczynają im opadać kwiatki. Małe kwiatki podobne do papuzich dziobków :DDDDD
Przypomniało mi się, że wspominałam o początkach bólu głowy Babci Zosi. Początek był związany z ...... papugami.
Dziadek uwielbiał zwierzęta. Uwielbiał je posiadać, pielęgnować, obserwować, hodować. Hodował też papugi. A dokładnie papużki nierozłączki. Trzymał je w przeogromnej klatce, w sypialni, a potem w pokoju, w którym spała Elżunia, Piotruś i Pawełek czyli moja mama i jej młodsi bracia.
Pewnego razu dziadek dostał skierowanie do sanatorium. Spakował walizkę, zobowiązał połowicę do opieki nad tym egzotycznym drobiem i pojechał w siną dal.
Papużek było ze czterdzieści, a może ciut więcej. Nikt pewno już tego nie pamięta. W każdym razie każdej nocy, któraś z papug spadała ze swojego drążka i zaczynała wrzeszczeć, a po chwili darły się chóralnie wszystkie mieszkanki klatki. Ktoś musiał wstać, włączyć światło, poczekać, aż całe to kolorowe towarzystwo zajmie na powrót swoje miejsca na patyczkach i uśnie. A po chwili cała zabawa zaczynała się na nowo. Rano, papugi były rozanielone, za to Elżunia, Piotruś i Pawełek obowiązek szkolny wypełniali śpiąc na pulpitach ławek.
Babcia się zeźliła. Zabrała papużki z pokoju dzieci i postawiła klatkę w kuchni. Tam ptaszki dotrwały do powrotu dziadka. Ponieważ miały się świetnie, dziadek nie oponował. Za to babcia straciła cierpliwość, bo klatka była ogromna, a kuchnia mała. I znalazła sposób.
Zaczęła dosypywać dziadkowi codziennie odrobinę prosa do zupy! Dziadek zaczął się wściekać, na co babcia, ze stoickim spokojem, oznajmiła, że przecież jego papugi muszą jeść i łuskając nasionka strzelają łuskami po całej kuchni. I tak, codziennie w talerzu Tadeusza lądowała porcja papuziego jedzenia. Któregoś dnia babci sypnęło się hojniej prosa do ulubionej pomidorowej dziadka i biedak nie wytrzymał. Rzucił łyżkę i mrucząc coś wściekle pod nosem, wypadł z domu biegiem. Wrócił po kilkunastu minutach z ogromną papierową torbą, zapakował do niej wszystkie papużki i, wciąż pędem, udał się w kierunku zaprzyjaźnionego sklepu zoologicznego. I tak skończyła się dziadkowa hodowla papug.
A ogromna klatka została. Babcia ulokowała ją w przepastnej piwnicy i trzymała w niej......... ziemniaki :DDDDDDDD
To tutaj macie papużki dziadka Tadeusza. Nie jest ich czterdzieści i żadne z nich nierozłączki, ale mają za to ładne łubinowe dziobki :DDDDDDD
P.s.: Dziadek długo nie wytrzymał bez ptaków: hodował gołębie. A najbardziej lubił "kariery" - taką rasę gołębi z przedziwnymi, guzowatymi dziobami. Ale o nich może kiedy indziej :DDDDDD
Sliczne! :)
OdpowiedzUsuńA Babci sie wcale nie dziwie. Tych papuzek bylo chyba jednak ciutke za duzo.
Dziękuję w imieniu papug - patrz jak się zarumieniły :DDDDDD A jeśli chodzi o dziadka Tadeusza, to często zdarzało mu się przesadzić :DDDDDDD
UsuńA mówią, że od przybytku głowa nie boli ;)
Usuńobrazek - piękny prezent na dzisiejszy deszczowy dzień, pomyślałam o tropikach
Niech Ci będzie na zdrowie :) Mnie się też ostatnio tropiki marzą, bo mi nogi marzną. Ale przynajmniej nie szkoda tak siedzieć przy komputerze :)
UsuńHistorię łyknęłam do kawy niczym słodką bułeczkę, no i jeszcze bym zjadła ;)))
OdpowiedzUsuńA słodycze na dziś wskazane, bo leje jak z cebra i globusy czyhają na człowieka.
A bo takie historyjki, to człowieka grzeją od środka :) Pamiętam ich kilka i lubię kiedy mi się przypominają. Słodkiego dnia :* :D
UsuńSztuka nomen omen ULOTNA.
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że są zdjęcia - OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA
UsuńMój mąż powiedziałby, że ze sztuk, to on najbardziej lubi SZTUKAKMIĘS :DDDDDD I wiecie co? Myślę, że każdy "sztukamięs" byłby dla niego zbyt ulotny ;DDDDDDDD
UsuńTak - dobrze, że są zdjęcia. Czasem tylko żal mnie ogarnia, że już nie wywołujemy tych zdjęć i nie wklejamy do albumów, bo w komputerze, to jakoś tak beznadziejnie się je ogląda. Chyba muszę pomyśleć.
cudne!
OdpowiedzUsuńi obrazek i opowieść.
pozdrawiam z... Łubinowej :)
Pozdrawiam Łubinową 45 :* :DDDDDDD
UsuńWpadłam w zachwyt! Nad papugami dziadka na Twoim rysunku!
OdpowiedzUsuńA to ja się bardzo cieszę :DDDD Dziękuję :DDDD
UsuńKasiu... prosze o wiecej tuch rodzinnych opowiesci.... tak mi za tym teskno... a jakos coraz mniej ich slysze... / czytam... a kiedy je czytam przenosze sie w inny swiat...to jak balsam dla serca. Usciqki kochana kuzynko.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że wpadniecie, ale pewno czasu nie mieliście - szkoda, pogadałybyśmy :) Trudno - innym razem :) Ukochuję i czekam :) :************
Usuń