poniedziałek, 7 października 2013

Rozważania nad orzechem :)

Dziadek Tadeusz mówił zawsze, podtykając mi orzechy pod nos, że mam je jeść, to zmądrzeję. Jadłam - jęzor mnie bolał, ale jadłam, bo niezjedzenie dziadkowych płodów działkowych groziło ciężką obrazą wcześniej wspomnianego.

Jedzenie to był pikuś: dziadek zbierał tych orzechów straszliwe ilości, a potem kazał je tłuc i piec ciasta - dużo ciast - jak najwięcej. Babcia tłukła tłuczkiem do mięsa, a ja, wkładając twarde kulki, między drzwi i framgę: zamykałam drzwi, a orzech robił chrup! I drzwi też :DDDDD

Dziadkowe głębokie przekonanie o zbawiennym działaniu orzechów na intelekt miało podłoże w kształcie jądra orzecha, które jako żywo naśladuje mózg :)

Słyszeliście o „doktrynie podpisów”? Zielarze, od niepamiętnych czasów, wierzyli, że jeśli roślina lub jej część przypomina jakiś organ, to z całą pewnością stanowi remedium na dolegliwości tej właśnie części ciała. I tak np. mała, śliczna miodunka (pulmonaria po łacinie), której liście przypominają płuca miała być doskonałym lekiem na kaszel, a korzeń legendarnej mandragory (czyli żeń-szenia), często przypominający małego ludzika stał się lekiem na całe zło nękające ludzkość :D

Tak więc lecą sobie te orzechy z drzewa pod domem: rrrrrup! rrrrrach! prask! A my zbieramy je razem z psami (one też lubią słodkie jąderka i rozgryzają brązowe kulki albo przynoszą nam do rozłupania :DDDDDD). Od czasu do czasu jakiś orzech dozna trepanacji i psy z lubością odnoszą go sobie na boczek i pożerają, głośno mlaszcząc.

Mogłabym jeszcze pozastanawiać się nad powiedzeniem „jesteś tym co jesz” w kontekście zbioru orzechów, ale to zbyteczne i w dodatku dziś mi się nie chce :DDDDD Obrazek wystraczy :DDDDDD A ja idę pozbierać orzechy :DDDDDD Może jak ich dużo zjem, to zmądrzeję? :DDDD





Sprawdziłam właśnie i okazuje się, że w Wikipedii też jest o "doktrynie podpisów" :DDDDDD

16 komentarzy:

  1. Uwielbiam orzechy, jesc oraz lupac, a najbardziej takie niedojrzale. Dlubanie orzechow to jak obieranie grzybow jesienia, brazowe rece i balagan w domu, ale to sie pamieta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, mówiąc prawdę, najbardziej, ale to najbardziej, ze wszystkich orzechów lubię świeżuteńkie laskowe. Pyszne, pachnące! Ale włoskie też uwielbiam. Zwłaszcza w cieście albo domowej czekoladzie. I orzechóweczkę domową uwielbiam - taką słodko-gorzką....... Wiesz? Orzechówka też kojarzy mi się z Dziadkami: Babcia robiła ją co roku, mocną, prawie czarną - to było najlepsze lekarstwo na niestrawność i lekkie zatrucia, a brało się w takich przypadkach ilość terapeutyczną: 1 łyżkę stołową :) Pysznie było chororwać na brzuch :DDDDD

      Usuń
  2. O, tak, nasza Zocha też lubiła mieć bolące brzucho-DZiadek Jacek spreparował orzechówę i jeszcze ją umieścił w takiej fajnej aptecznej szklanej butli z brązowego szkła, z doszlifowanym szklanym korkiem. Ale popatrzcie na ta orzechową mózgownicę-obie półkule widać i nawet spoidło wielkie, łahahaha!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie myślę, że może ten kształt mózgu może ma jakieś uzasadnienie, bo ponoś im bardziej uzwojony, tym większa inteligencja (delfiny w obec tego są znacznie inteligentniejsze niż ludzie, co mnie wcale nie dziwi). To jak orzech taki wydziwiony jak mózg, to ciekawe dlaczego? Jaką funcję w orzechu pełni to uzwojenie? Hmmmmm. Może konstrukcyjną? Możę on się tak ma wentylować albo coś? Hmmmm- gdzie to znaleźć i w ogóle jak szukać?

      Usuń
  3. Fajna historia i wielkie uznania dla dziadka. Z wlasnego doswiadczenia wiem, ze orzechy potrafia czasami oczyscic organism-doslownie przeczyscic :-) A z dziadkowej teorii wynika, ze mozg z glupoty tez wyczyszczaja :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rafał - oby, oby :DDDDDD Fajna idea :DDD Idę zeżreć - może głupie myśli mi z głowy wyczyszczą? :DDDD

      Usuń
  4. Orzechy - mogłoby być tak pięknie z tym mądrzeniem, gdyby działały jak dziadek opowiadał. Niestety - niektórym i dwa wiadra na dzień by nie pomogły :D Ja nie mogę podjadać orzechów za bardzo, bo mam uczulenie i zawsze zazdraszczałam jak ktoś sobie tak łupał i zjadał - ja mogłam tylko łupać :) Ale znalazłam sobie takie, co nie działają na mnie tragicznie - pistacje. Działają za to zabójczo na mój portfel, bo drogieee..! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O, tak tak-pistacje!!! Wczoraj kupiłąm, niby, że tak powiem, "dla dzieci". Dziś już tylko mozna skorupki liczyć, hahaha!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. No tak: pistacje! Zapomniałam :) Też lubię. Uwielbiam nawet! I jeszcze uwielbiam te skorupki: różne rzeczy nich potem robię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz widziałam jednego pana który miał te skorupki na patyku, przedziurkowane i na cos tam nanizane. Potrząsał nimi wesoło, no i oczywiście fajnie mu grzechotały.

      Usuń
    2. Zgoda - ja robię kolczyki i naszyjniki :) Fakt - cudnie grzechoczą - kolczyki zwłaszcza :)

      Usuń
  7. A dziureczki to czym, jakąś wiertareczką? Nie rozwalają się skorupki? Bo Zocha pewnie chętnie by zrobiła jakąś bransoletkę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha - teraz to malutką wiertareczką co ją dostałam od męża na Mikłaja, a kiedyś, z wielkim poświęceniem, wypalałam rozgrzanym gwoździkiem. Wiercone nie pękają: twarde są straszliwie, a wypalane chyba ciekawiej wyglądają, tylko trzeba dziecko uzbroić w kombinereczki niewielki do trzymania tego gwoździa.

      Usuń
    2. A, kombinereczki się znajdą. A ten gwoździk to jak trzeba, że tak powiem, rozżarzyć? (łomatko, chyba dobrze napisałam??)

      Usuń
    3. Dobrze napisałaś :) A gwoździk rozżarzałam nad płomieniem kuchenki gazowej :) Ale może Tata Jerzy wymyśli jaki lepszy sposób?

      Usuń
  8. Świetny rysunek! Mnie też kazano jeść orzechy i ja teraz też każę :)
    Pozdrawiam serdecznie!
    Asia

    OdpowiedzUsuń