czwartek, 4 lutego 2021

Roznosiciele snów

Jak byłam mała, to moje koleżanki chciały być policjantkami. Albo przedszkolankami. Albo Marylą Rodowicz! A ja chciałam być .... KOMINIARZEM!

Mieszkaliśmy w pobliżu kombinatu, w którym pracowała moja Mama. Rano Mama szła do pracy, Tata jechał pociągiem do swojej pracy do Poznania, a ja szłam do Mamuś Derowej. 

Mamuś Derowa mieszkała tuż obok nas. Razem z Ewunią, Grażynką, Tatusiem Derą i najważniejszą osobą w domu: Babuś Derową. Babuś Derowa była niziutka i okrągła, i nosiła kwieciste fartuchy. Miała siwiuteńkie, bardzo długie włosy. Zaplatała je w warkocz, cieniutki na końcu jak mysi ogonek, i zwijała na karku w płaski srebrny kok - sznekę (tak tutaj wciąż jeszcze czasem mówi się na drożdżówkę). 

Rano Mamuś Derowa biegła do pracy, bo pracowała w tym samym kombinacie co moja Mama. Prowadziła tam stołówkę i gotowała najpyszniejsze na świecie zupy jarzynowe i kompot z korbola. Ja zostawałam z Babuś Derową. Wyglądałyśmy sobie przez okno. Babuś Derowa opowiadała różne fajne rzeczy i bajki. Chodziłyśmy też do kurnika, albo do malutkiego ogródka, w którym rosła pachnąca cebula, słodziutki groszek i gryzące w jęzor rzodkiewki. Czasem, do poprawczaka, który był niemal na przeciwko domu, w którym mieszkali Derowie, niebieska Nyska przywoziła młodych chłopaków i wtedy Babuś Derowa wzdychała ciężko ze smutkiem.

Koło południa Ewunia i Grażynka wracały ze szkoły. Potem Tatuś Dera docierał z pracy. Wszyscy siedzieli w ciepłej kuchni i jedli gorącą, pachnącą zupę ze sznytką chleba z masłem. Jesienią i zimą Ewunia rozstawiała projektor i wyświetlała bajki w ciemnym pokoju i strasznie ciężko było wychodzić z ciepłego mieszkania Derów, jak Tata, idąc ze stacji kolejowej, odbierał mnie w drodze do domu. 

Latem, największą atrakcją był kiosk. Kiosk był przyklejony do betonowego ogrodzenia starego parku i był otwierany na krótko. Było tam pełno wszelkiego dobra dla wszystkich. Dla Panów były napoje wyskokowe i papierosy, a dla dzieciaków były lizaki i lody Bambino, które wyglądały jak kanapka lodowa w wafelkach. I była też czerwona oranżada w butelkach z porcelanowym korkiem. Pyszna! Landrynkowa!

Szłam tam czasami z Ewunią i stałyśmy cierpliwie w ogonku razem z bandą rozwrzeszczanych dzieci i dorosłymi uzbrojonymi w emaliowane kanki na świeże piwko z pianką. A jak przychodziła nasza kolej to dostawałam lizaka! Najbardziej lubiłam czerwone cukrowe kogutki za kilka groszy. Lizałam je i ciumkałam, a potem kazałam wszystkim podziwiać jaki mam diabelsko czerwony jęzor. Szłam do domu wywieszając go na całą długość i zezując czy aby na pewno jest wystarczająco ognisty. Zezując na jęzor, zapominałam patrzeć pod nogi i w domu Mamuś Derowa smarowała mi otarcia jadowicie fioletowym mazidłem i naklejała na zdarte kolana i łokcie plastry. A jak już przestawałam wrzeszczeć, to z dumą oglądałam poniesione rany.

Wszystko było fajne! Wszystko trzeba było powąchać, dotknąć, posmakować! Ale najfajniejsi byli .... KOMINIARZE! Od wczesnej jesieni pojawiali się na ulicach. Zwykle po dwóch, trzech. Z umurzonymi twarzami, w szapoklakach, cylindrach i melonikach z naderwanymi rondami, albo całkiem bez rond. W czarnych bluzach z dwoma rzędami złotych guzików i z kolorowymi chustkami na szyjach. Błyskali w szerokich uśmiechach zębami i białkami oczu. Kiedy przechodzili, cichły rozmowy i ludzie kłaniali się im z szacunkiem. Byli bardzo, bardzo ważni: w domach wciąż jeszcze gotowało się na westfalkach i paliło się w kaflowych piecach. 

Fascynowali mnie. Byli tajemniczy i niedostępni. I mieli takie dziwne przyrządy: sznury, kule, szczotki. I drabiny mieli! I wielkie worki! I mogli wchodzić bezkarnie na dachy. Nikt im tego nie zabraniał! Też tak chciałam! Chciałam wchodzić na dach i patrzeć na wszystko z wysoka!

Naprawdę??? Tylko te sadze wygarniali??? O nie! Byłam głęboko przekonana, że sadze, to tylko pretekst. Bo przecież przez kominy było z pewnością słychać rozmowy, westchnienia, marzenia......Kominiarze nasłuchiwali tych wszystkich ludzkich pragnień i wtedy, w nocy, wracali na dachy. W wielkich workach przynosili ludziom..... sny. To dlatego byli tacy czarni: żeby nie było ich widać w ciemności! Rozwijali zwoje sznurów i na ich końcach spuszczali sny przez kominy......... To była, według mnie, istota ich pracy. I też chciałam koniecznie zostać kominiarzem. 

Tak mi się przypomniało, bo grzebałam w szkicownikach i znalazłam stary obrazek. 



Kominiarzem nie zostałam. Trochę podrosłam i zapragnęłam zostać paleontologiem. A potem ichtiologiem. A potem biologiem. A potem rzeźbiarką. Albo malarką. No i guzik z pętelką. Nie zostałam. 

A Wy? Pamiętacie kim chcieliście zostać jak dorośniecie? I dlaczego?


p.s.: Przesłałam Ewuni, dziś Ewie, to co napisałam i tutaj umieszczam jej komentarz: 

Wróciły miłe wspomnienia. Cofnęłam się przez chwilę w czasie. Dziękuję Kasiu. To były cudowne beztroskie czasy. Zapomniałaś że w tym sklepiku sprzedawał pan Borowczyk smaczne sękacze którymi i ja się objadałam. Teraz takich nigdzie nie ma.

20 komentarzy:

  1. Ja zawsze chciałam być sekretarką. Niedaleko mojego domu była prywatna firma w której dyrektorem był tata jednego z kolegów, Panie tam były takie piękne i miały takie wielkie biurka z metalowymi szufladami i tysiące papierków. Gdy zmieniali meble jedno z tych biurek dostał mój brat, ależ mu zazdrościłam. Gdy wychodził do szkoły ja otwierałam swoje biuro, odbierałam telefony parzyłam kawę Prezesowi :). Później chciałam być nauczycielką, rysowałam na ziemi tablicę, dzieciaki sąsiadów rysowały ławki i uczyłam ich angielskiego i matematyki :) Fajne było to że gdy mieliśmy narysowana tą nasz szkołę to nikt z przechodzących dorosłych nie nadepnął na rysunki każdy omijał i uważnie się rozglądał :)

    Kasiu sama nie wiem czy piękniej malujesz pędzlem czy słowem. Bajkę o kominiarzach dziś opowiem swoim dzieciom.
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Patrycjo :) Strasznie fajna ta klasa na chodniku!!!! I szacunek dorosłych :) Dziękuję.
      A jeśli chodzi o kominiarzy, to szkoda, że już ich nie ma na ulicach. Dni były szczęśliwsze :)

      Usuń
    2. Logiczne, że dni były szczęśliwsze, przecież kominiarz przynosi szczęście. A skoro dużo kominiarzy było, to i szczęścia dużo. A teraz...
      Podoba mi się zarówno opowieść, jak ilustracja.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Acha, no:
      szambonurkiem,
      archeologiem,
      ornitologiem,
      leśnikiem.
      I co z tego wyszło?
      Coś zupełnie innego.

      Usuń
    4. No, właśnie dlatego :D Fajnie, że mnie ktoś rozumie :D
      No, patrz, archeologia też była gdzieś po drodze na mojej liście życzeń :D Nawet, przez krótką chwilę mogłam obserwować archeologów przy pracy. Fajne to było niesamowicie! I inspirujące.

      Usuń
  2. Cudna opowieść:)))
    I pamiętam lizaki kogutki! Też je lubiłam, i lody Bambino oczywiście kochałam:)))
    Może to się wydawać dziwne, ale jako dziecko nie myślałam nigdy, kim chcę być w przyszłości, chciałam tylko, żeby mi wszyscy dali spokój i pozwolili czytać;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤ Podobno lody Bambino czasem jeszcze gdzieś bywają. Ale nie wiem czy chciałabym ich znowu spróbować? Chyba wolę pamietać tamten smak: z budki Pana Borowczyka :) Kogutki też pewno nie smakowałyby tak cudownie:D
      Czytanie książek? Ostatnio myślałam dużo o czytaniu w dzieciństwie. Nie o samych książkach tylko o czynności i chyba też w końcu o tym napiszę :)

      Usuń
  3. Kasiu przy tym co piszesz można na prawdę cofnąć się w czasie. Dzisiaj przeczytałam to moim rodzicom. Uśmiechali się. Dziękuję za miłe wspomnienia. Tyle lat a ciągle żywe! ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ukochuję Ewuniu mocno. I Mamuś u Tatusia ode mnie przytul. Dziękuję.

      Usuń
  4. Piękna ta akwarelka, zapewne namalowana przez malarkę! No właśnie takie dzieciństwo, to ja rozumiem, a teraz eko żywność, pełna kontrola rodziców i placówek, psycholodzy, dysfunkcje, orzeczenia, srajfony. Co te dzieci będą wspominać? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książę Małżonek, kiedy marudzę, że "za moich czasów", napomina, że zawsze są jakieś czasy i zawsze są dziwni młodzi i marudni starzy z innych czasów :DDDDD Ale tak, masz rację: patrzę sobie na dzieciaki i młodzież i zastanawiam się co będą wspominać? Bo (mam wrażenie, ale może tylko ja takie mam) że patrzenie w tablety, smartfony, komputery nie zbuduje relacji i przyjaźni. Ale i tak jestem pewna, że dzisiejsi młodzi kiedyś będą jęczeć "bo za moich czasów" :DDDDDD

      I dziękuję. Nie umiem myśleć o sobie jako malarce. Fajnie, że ktoś tak o mnie myśli - jakoś tak dobrze na duszy.

      Usuń
  5. Jako dziecko chciałam być żołnierzem (bo w ogóle, to chciałam być chłopakiem). Potem drugą kobietą w kosmosie(nie zdążyłam), a potem lekarką chirurgiem plastycznym- żeby odnawiać kończyny, tak mi się chciało...
    Teraz jestem psychologiem, i kocham to. I układam opowieści pacjentom na różne bolączki i problemy.
    Piękna opowieść, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Cieszę się, że tu do mnie trafiłaś :) Tak sobie myślę, że dzieci bardzo chcą mieć wpływ i zmieniać świat. Potem coś takiego się z nami dzieje, że te pragnienia płowieją i maleją. Zwyczajniejemy (no wiem, wiem, że nie ma takiego słowa, ale już jest :D). A szkoda. Ci z nas, którzy nie wyrastają z marzeń i pragnień dostają łatki dziwaków i odmieńców.
      Fajny zawód wykonujesz. Zawód z powołania. Podziwiam. Masz wpływ i możesz pomagać zmieniać świat. Dziękuję.

      Usuń
    2. Omamuniu.......... Sorrrrry. Chyba trochę bredzę. Ale trudno. Nie zawsze ogarniam słowami to co myślę :DDDDDDD

      Usuń
  6. Witaj Kasiu, znowu wprowadził mnie w inny świat Twój wpis, aż chciałabym poznać dalsze losy małej dziewczynki a także rodziny Babusi Derowej. Serdecznie pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję Teniu :* :) i ja serdecznie pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ostatnio Prowincjonalna Nauczycielka na swoim Instagramie zapytała czym koimy swoje serca? Dziś gdy znów dostałam prztyczka od losu pierwsze co kliknęłam na Twojego bloga mam go dodanego do ulubionych zakładek. Twoje rysunki i posty działają na mnie jak balsam. Nawet w najsmutniejszym poście zawsze jest nadzieja, zawsze piszesz o wszystkich tak ciepło. Czuję się tu jak w domu, znów siedzę z moją mamą przy stole w kuchni ona rozwiązuje krzyżówkę a ja czytam książkę:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze mi, że tu zaglądasz - zaglądaj - lubię gości i dobrze mi kiedy czują się u mnie wygodnie i spokojnie.

      Usuń
  9. Ciekawa jest historia baśniowego domu. Przeszedł wiele przemian, ale jego istota pozostaje ta sama - zapewnić mieszkańcom schronienie, komfort i ciepło.

    OdpowiedzUsuń