poniedziałek, 16 listopada 2009

Kasia na Czarnym Lądzie :DDD

I ciągle jeszcze w Kairze.

Czekając na bagaż Sławki, odwiedziłyśmy dziś z Wojtkiem - bardzo sympatycznym, młodym geofizykiem, dzielnicę koptyjską.

Złaziliśmy Muzeum Koptyjskie i stąd żadnych zdjęć nie będzie: przy wejściu zabrano nam sprzęt i musicie mi uwierzyć na słowo, że trzeba to zobaczyć na własne oczy. Piękna ceramika, jeszcze piękniejsze tkaniny, wszystko w imponujących wnętrzach.

Sama dzielnica bardzo zaniedbana, przepotwornie zrujnowana, ale bardzo niezwykła. Biegałam jak obłąkana od drzwi do drzwi i usiłowałam zrobić jakieś sensowane zdjęcia, ale nie wiem co wyjdzie, bo uliczki są bardzo wąziutkie i nie zawsze obiektyw obejmował całość kadru, który chciałam zrobić.

Poszliśmy na cmentarz koptyjski. Jeśli ktoś spodziewa się rzędów nagrobków, to grubo się myli. Koptowie (Egipcjanie chyba zresztą też) pragną aby ich atentaci spoczywali sobie w warunkach przypominających domowe więc całość prezentuje dość niezwykły melanż miejskiego wysypiska śmieci i podmiejskiego osiedla domków jednorodzinnych. Między tym wszystkim błąkają sie bezdomne kundle, a króluje tu fragment twierdzy Babilon z drugiego wieku naszej ery, zbudowanej za czasów cesarza Trajana. Żal, że takie miejsce jest w tak opłakanym stanie.

Po powrocie Sława się poddała. Oświadczyła, że idzie nabyć niezbędne fragmenty bielizny, bo ma dość tego, że jej plecak lata teraz po całej Europie. Doświadczyłyśmy przyjemności kupowania w kairskim sklepie. Niewiele rzeczy na nas pasowało: Egipcjanki są obficie wyposażone przez naturę z przodu i w okolicy bioder :DDDDD więc lwia część bielizny osobistej przypomina namioty tuaregów :DDDDDDDD Mam przemożne wrażenie, że garderoba kupiona przez moją przyjaciółkę została zaprojektowana dla tutejszych nastolatek :DDDDDDD

Zjedliśmy kolację (na obiad była uliczna szałarma - z barana - luuuuuuuuuubię baraninę :D od dzisiaj) w znajomej falafelowni. Właściciel ucieszył się szaleńczo i zażądał przegrania mu zdjęć z wczoraj na jakąś płytę :D Potem próbowaliśmy nowych rzeczy. Jestem fanką ulicznych knajp :DDDD W małych, cieniutkich berecikach można zjeść: 1) pyszne tałamyje - klopsiki z ciecierzycy z pomidorami i pietruchą, 2) batindżan w tomacie :DDDD czyli bakłażan z pomidorami, 3) pastę z bakłażana z czosnkiem i tahiną, 4) szakszukę czyli jajo z pomidorami, która jako żywo przypomina naszą jajecznicę na pomidorach, ale z racji zupełnie innych proporcji smakuje znacznie lepiej :D
Teraz najedzone, opite jak bąki gorącą herbatą, czekamy na dalszy ciąg serialu pod tytułem "Bagaż w obłokach", który po malutku zaczyna przeradzać się w wenezuelską telenowelę :DDDD

2 komentarze:

  1. czytam z wypiekami na twarzy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Będzie pisać, ale mam problem z netem :D Przepraszam za brak odpowiedzi pod komentarzami - często nie mogę się tu po prostu dostać :D

    OdpowiedzUsuń