Padłam.
Najpierw wyrosła mi febra: bolesna i wielka jak rzetelny kalafior.
Potem mnie połamało. Diagnoza: zapalenia mięśnia czworobocznego czyli poczciwego "kaptura". Bolało jak nie wiem co. Zalecenie: leżeć. Pod żadnym pozorem nie siedzieć i nie podnosić nic. No, dobra - poległam. Tylko ile można leżeć?
Okazało się, że muszę, bo do febry i chorych pleców dołączyła grypa z zapaleniem krtani. Kaplica.
Dziś zaczęłam łazić. Poszłam zobaczyć bzy. Jak szłam, to oberwałam szyszką w łeb :D Na szczęście tylko szyszką i nie wyskoczył mi do kompletu guz. Wyskoczył mi pomysł. Bo rozmawiałam z E. I gadałyśmy o różnych stworach. Między nimi był też łuskowiec - pangolin. No i jak dostałam tą szyszką w łeb, to mnie olśniło i szyszka została tworzywem - voila :D
Proszę bardzo - oto pan-cone-lin :D
A tak w ogóle, to strasznie chciałabym zobaczyć pangoliny na wolności............ Fascynujące zwierzęta. Natura chętnie powtarza swoje sprawdzone projekty: wypróbowała na szyszce, a potem obdarzyła tak samo zwierzę.
Unerwiła liście, a potem tak samo wyposażyła
owadzie skrzydełka - cudowne.
Potrzebuję wakacji....... Bardzo......