Dam radę.
Muszzsszszszszsę.
Granie na flażolecie trwa. Od ósmej rano do późnego wieczora. Teraz już nawet Kochany Tatuś ryczy po kilku godzinach: „Zooooooooooooooooooosiu!!!!!”. Repertuar lekko się zmienił, ale wciąż ogranicza się do Ojca Wirgiliusza i „Wszystko Tobie oddać pragnę”, bo odkryliśmy, że nasze najmłodsze dzieciątko jest perfekcjonistką: ćwiczy tak długo, aż zagra bezbłędnie albo my się wściekniemy.
Na szczęście w tygodniu jest u nas Wujek Maciek.
Maciek gra na basie i posiada niebywałą cierpliwość w stosunku do muzycznych zapędów Świnki. Wieczorem zamykają się w pokoju i przez półtorej godziny zośczyne granie nabiera sensu i rumieńców.
No nic - byle tylko zrobiło się cieplej - wygonię dziecko z fujarką na dwór. Niech tam robi konkurencję reszcie wrzaskunów.
