.... i znalazłam zdjęcia z wakacji.
Dawno, dawno temu, pojechaliśmy na Hvar - cudowną wyspę pachnącą lawendą wzdłuż i wszerz. Mieszkaliśmy przez kilka dni na polu namiotowym nad maleńką zatoczką. Czasem spokój mąciły straszliwe statki wycieczkowe. Poza tym rozbrzmiewały tylko pokrzykiwania dzieci, moczących się wodzie od rana do wieczora, nawoływania matek do posiłków, których porami nikt się szczególnie przejmował i szaleńcze ćwierkanie cykad.
Wakacje marzeń. Raj, prawie, na ziemi. A tuż obok, za wałem szaleńczej masy kłujących krzaków, całkiem inne miejsce. Storturowane wiatrem i uderzeniami fal: jakby morze się wściekło na małą bezbronną wysepkę i targało ją bezlitośnie w ataku szału.
Poskręcane, wypłowiałe od słońca rośliny, kawałki pni, przegniłe i udające skały i skały udające korę karłowych dębów i gałęzie porozrzucane i pobielałe jak kości - chciałabym znowu tam pojechać.

Jak widać wyspa nie daje się morzu - i tak malutkie, twarde roślinki wystawiają pędy wszędzie gdzie tylko się da.
Errata: wcześniej już puisałam o tym mejscu tutaj.
Errata: wcześniej już puisałam o tym mejscu tutaj.