Bajka zapoczątkowana amokiem prewielkanocnym, napisana w pijanym widzie, po upieczeniu kolejnej porcji ciast i wyzłoceniu entego jajka :DDDDD
Bajka o bezdzietnej Kurze
Pewna kura nie mogła mieć jajka, a co za tym idzie nie miała też kurcząt.
Inne kury, oprowadzały swoje żólte pisklęta, a Pani Kura...... zazdrościła. Jej instynkt macierzyński rósł coraz bardziej i bardziej. Tak bardzo pragnęła zostać kwoką...
Pewnego dnia, przechadzając się między pokrzywami (to podobno zdrowe dla przyszłych kurzych matek), za stodołą, znalazła... JAJO.
JAJO było wielkie - pięć razy większe od Kury. I cętkowane. „Jest do mnie taaaaaakie podobne - JAJO w sam raz dla mnie. Kocham je.” - pomyślała. Odtąd dbała o nie jak umiała najlepiej: pilnowała, żeby JAJU było zawsze ciepło i nawet gdakała mu ko-ko-kołysanki na dobranoc.
Minęła wiosna. I lato. A JAJO czekało. Czekała też cierpliwie Pani Kura. Inne kurze matki zaczęły już o niej plotkować, ale nasza kura była bardzo uparta - w końcu czekała na swoje jajo tyle czasu. I doczekała się.
JAJO zaczęło drżeć.
I pękać.
Ze środka dobiegało cichutkie kwilenie: groooook- groooook!
Kura z wrażenia biegała wokół. Szalała z niepokoju. Aż w końcu JAJO... PĘKŁO!
A ze środka wyjrzała ... głowa. Zielona jak wiosenny szczypiorek! Za głową pojawiła się dluuuuuuuuga szyja. Kura oniemiała - stała jak wryta i patrzyła w osłupieniu. Po chwili, z jaja, wychyliła się druga głowa! Tego było dla kury za wiele: padła zemdlona.
CDN - mam nadzieje :DDDDD